Różnice między poszczególnymi resortami w wynagradzaniu swoich pracowników są ogromne. Rekordzistą jest wspomniane już Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Elżbieta Bieńkowska sypnęła na nagrody 70 milionów złotych. To o 17 milionów więcej niż w tym samym resorcie wysupłała rok wcześniej Grażyna Gęsicka z PiS - napisał newsweek.pl.
Na drugim miejscu uplasowało się Ministerstwo Infrastruktury. "Chociaż budowa autostrad wcale nie ruszyła z kopyta, Cezary Grabarczyk podwyższył pulę nagród z 44 mln zł (w 2007 roku) do niemal 54 mln zł w 2008 roku" - pisze newsweek.pl.
Ale informacje portalu od razu sprostował Stanisław Krakowski, rzecznik ministerstwa rozwoju regionalnego. "To bzdura, tyle wynoszą wszystkie wynagrodzenia resortu" - mówi w rozmowie z onet.pl. "70 mln to suma przeznaczona na wszystkie wynagrodzenia pracowników, a nie na nagrody. Zgodnie z ustawą, na nagrody możemy przeznaczyć 3 procent tej sumy, czyli nieco ponad 2 mln złotych" - podkreśla.
Magazyn przeprasza
"Newsweek" przeprosił już za pomyłkę w tekście. Magazyn przyznał, że podał błędne informacje dotyczące wysokości nagród wypłaconych pracownikom Ministerstwa Rozwoju Regionalnego oraz Ministerstwa Infrastruktury. Okazuje się, że nie jest to 200 milionów złotych, tylko dużo mniej.
"W tekście <200 mln zł na nagrody w ministerstwach> zamieszczonym w artykule "Rząd nagrodzonych", który ukaże się w poniedziałkowym <Newsweeku>, podałam błędne informacje dotyczące wysokości nagród wypłaconych pracownikom Ministerstwa Rozwoju Regionalnego oraz Ministerstwa Infrastruktury" - przyznaje sama autorka tekstu Joanna Tańska.
"Napisałam, że było to (odpowiednio) 70 mln zł oraz 53 mln zł. W rzeczywistości sumy powinny być dużo mniejsze. Pomyłka wynikała z tego, że na pytanie o wydatki na nagrody w ostatnim roku, resorty podały mi powyższe kwoty. Jak się okazuje, w obydwu przypadkach, tyle wynosi cały fundusz wynagrodzeń, z którego nagrody stanowią 3 procent" - wyjaśnia autorka.