Dzisiejsze stracie z prezydentem Palikot zaczyna od przypomnienia zdarzeń z 2005 roku. W czasie kampanii wyborczej Lech Kaczyński obiecywał znaczące zmniejszenie wydatków prezydenckiej kancelarii.
"Przerost zatrudnienia jest widoczny szczególnie w prezydenckiej administracji. (…) Nie chciałbym uciekać w populizm i mówić, że kancelaria nie będzie nic kosztować, ale na pewno będzie o jakieś 20-25 procent mniej kosztowna" - przypomina Palikot słowa obecnego prezydenta.
>>> Prezydent dostał premię za staż
"Pomijam fakt, że Kaczyński, zatrudniając około 350 urzędników (plus Bugaj i Glapiński, którzy piją kawę z prezydentem społecznie), przewyższył zatrudnienie z czasów Kwaśniewskiego o jakieś 150 osób. Pomijam fakt, że w końcu minionego roku, już strasząc Polaków nadciągającym kryzysem!, żądał na wydatki swego urzędu niemal 190 milionów złotych budżetu - to jest około 40-50 milionów więcej, niż wynosił średnioroczny budżet kancelarii jego poprzednika!" - pisze poseł PO.
Więc co jest najgorsze? "Z solidnych dziennikarskich wyliczeń wynika, że mamy najdroższego prezydenta w Europie Środkowej! Prezydent Czech kosztuje statystycznego Czecha 1,2 zł, prezydent Słowacji kosztuje swojego obywatela 2,5 zł, Węgier płaci na szefa swego państwa 2,4 zł… A Polak? Lech Kaczyński kosztuje każdego z nas 4,1 złotego…" - wylicza Palikot.