Widacki - poseł, profesor prawa i znany adwokat - za rządów PiS oskarżony został m.in. o to, że w 2004 r. nakłaniał Sławomira R. ps. "Woźny", skazanego za zabójstwo i gwałt, do złożenia nieprawdziwych zeznań, co byłoby korzystne dla bronionego wtedy przez mecenasa szefa "Pruszkowa" Mirosława D. ps. "Malizna" - przypomina "Gazeta Wyborcza".

Reklama

Widacki zaprzeczył i zapowiedział, że proces nie tylko potwierdzi fałszywość zarzutów, ale pokaże patologiczny mechanizm funkcjonowania organów ścigania w czasach tzw. IV RP. Wczoraj jego słowa zaczęły się sprawdzać - stwierdza "Gazeta Wyborcza".

>>> Znany adwokat straci poselski mandat?

Oto bowiem "Woźny", który swego czasu wysłał do Zbigniewa Ziobry list z oskarżeniami wobec Widackiego, oświadczył na kolejnej rozprawie, że pismo nie do końca było pisane przez niego. - "Dałem się zaskoczyć, wciągnąć. Ludzie, którzy za tym stali, byli na wysokich stanowiskach, niektórzy są w Sejmie, niektórzy mają kancelarie, niektórzy są bogaci. Boję się ujawnić kulisy" - oświadczył Sławomir R.

O zeznaniach ze śledztwa przeciwko Widackiemu mówił, że w 99 procentach są nieprawdziwe. "Jeżeli ujawnię całą prawdę, ludzie, którzy maczali w tym palce, po pewnym czasie zrobią swoje. Boję się o życie" - dodał gangster.