Kurski to jeden z czterech polityków, którzy spóźnili się w tym roku ze złożeniem w Sejmie swojego oświadczenia. Mieli na to czas do końca kwietnia. Oprócz Kurskiego spóźnili się: Paweł Poncyljusz i Izabela Kloc (oboje z PiS) oraz poseł niezrzeszony Longin Komołowski. Marszałek Sejmu ukarał ich, ucinając za każdy dzień zwłoki jedną dniówkę. Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich chciała dodatkowo wymierzyć Jackowi Kurskiemu którąś z przewidzianych w katalogu kar: zwrócenia uwagi, upomnienia lub nagany - donosi portal tvp.info.

Reklama

>>>Kaczyński utarł nosa Kurskiemu

Ale Kurski już posłem nie jest. Teraz reprezentuje nas w Brukseli. A to właśnie jego komisja chciała ukarać przykładnie, bo to nie pierwsze jego spóźnienie. "Chcieliśmy ukarać właśnie jego, a nie pozostałych spóźnialskich posłów, bo Kurski to recydywista. Spóźnił się także przed rokiem" - wyjaśnia Budnik.

>>> Jacek Kurski przestraszył się sądu

W 2008 roku Kurski nie tylko się spóźnił, ale w dodatku złożył dwa zupełnie różne oświadczenia majątkowe. Tłumaczył się wtedy, że zamieszanie ma związek z włamaniem w jego domu. W tym roku chciał złożyć oświadczenie tuż przed północą na dyżurnej poczcie w Gdańsku, ale w ostatniej chwili przekonał się, że placówka została przeniesiona pod inny adres.

Mimo, że Kurski nagany nie usłyszy to sprawę wziął sobie do serca. "Komisja Regulaminowa mnie nie ukarała, ale i tak myślę, że cała sprawa skończyła się dla mnie nauczką. Zazwyczaj przybywałem na dyżurną pocztę w Gdańsku za pięć północ, w przyszłych latach będę co najmniej za piętnaście" - stwierdził Kurski.