"Mam wrażenie, że propozycja marszałka Komorowskiego to populizm. Jeśli wejdzie w życie, to będę przyjmował mandat tylko wtedy, gdy przekroczę prędkość jadąc w prywatnych sprawach" - dodaje ludowiec.
>>> Oto najwięksi piraci drogowi wśród posłów
W podobnym tonie wypowiadają się też posłowie lewicy. "Przejeżdżam 6 tys. km w miesiącu. Z jednego końca okręgu na drugi mam 400 km i jestem w ciągłym niedoczasie. Ja proponuję marszałkowi, aby sam zaczął jeździć samochodem i wtedy przekona się, że dobrze wykonując obowiązki poselskie nie ma szans, aby jeździć przepisowo. Będę głosował za tą zmianą, jeśli każdy poseł dostanie samochód służbowy z kierowcą" - stwierdził w rozmowie z "Polityką" Witold Gintowt-Dziewałtowski z SLD.
O populizmie mówi też Joachim Brudziński z PiS, choć zapewnia, że on mandaty będzie przyjmował, jeżeli zmiany wejdą w życie. "W sezonie ogórkowym propozycja Komorowskiego to próba przypodobania się opinii publicznej" - przekonuje poseł PiS.
W zeszłym tygodniu Bronisław Komorowski zaproponował by parlamentarzyści płacić mandaty drogowe bez konieczności uchylania im immunitetu. Obecnie aby poseł czy senator mógł odpowiadać za wykroczenie drogowe potrzebna jest zgoda Sejmu i Senatu lub samego parlamentarzysty.
>>> Komorowski nie wiedział, że jedzie 140 km/h
Kilka miesięcy temu Bronisław Komorowski został przyłapany przez dziennikarzy, kiedy jego służbowa limuzyna gnała ulicami Warszawy 140 km/h.