"To szykana wobec mnie za to, że zerwałem z tym rządem" - oburza się Witold Waszczykowski w rozmowie z tygodnikiem "Wprost".
Zaczęło się od tego, że rząd zaprosił szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego na posiedzenie dotyczące przedłużenia obecności naszych żołnierzy na Wzgórzach Golan. Odbywało się trzy tygodnie temu. Aleksander Szczygło nie mógł jednak pojawić się na obradach. Poprosił więc swego zastępcę o udział w tym spotkaniu.
"Moja obecność została zgłoszona Kancelarii Premiera zgodnie ze wszystkimi procedurami" - opowiada wiceszef BBN. "Przyszedłem na wyznaczoną godzinę, poproszono mnie o poczekanie przed salą, aż przyjdzie kolej na punkt dotyczący kontyngentu" - mówi "Wprost" Waszczykowski. Wtedy, jak wynika z jego relacji, zaczęły się problemy. Wejście na posiedzenie zablokował mu bowiem Sekretarz Rady Ministrów Maciej Berek.
"Po 20 minutach wyszedł do mnie pan Maciej Berek i zakomunikował, że nie mogę wziąć udziału w obradach" - opowiada Waszczykowski. Twierdzi też, że może to mieć związek z burzą po jego rozstaniu z rządem Donalda Tuska. Witold Waszczykowski był bowiem wiceszefem MSZ i głównym negocjatorem w sprawie tarczy antyrakietowej w Polsce. Prowadził rozmowy na najwyższym szczeblu z Amerykanami. Jednak gdy zaczął krytykować rząd, w sierpniu 2008 roku szybko pożegnał się ze stanowiskiem. Jeszcze w tym samym miesiącu prezydent powołał go na zastępcę szefa BBN.
Rzecznik rządu Paweł Graś twierdzi, że nic nie wie o incydencie sprzed posiedzienia rządu. Jak jednak ustalił tygodnik "Wprost", między BBN a Kancelarią Premiera od tego czasu trwa intensywna wymiana korespondencji w tej sprawie.