"Rząd nie ma wakacji, dlatego premier zasugerował, żeby letnie urlopy nie trwały dłużej niż tydzień. Wyjątkiem są ci ministrowie, którzy mają małe dzieci. Oni będą mogli odpoczywać dwa tygodnie" - mówi DZIENNIKOWI Agnieszka Liszka, rzecznik rządu.
Decyzja premiera nie mogła się spodobać jego podwładnym.
"Gdy gdzieś wyjeżdżam, to pierwszy tydzień zawsze się aklimatyzuję, a odpoczywam dopiero w drugim" - miał żalić się minister skarbu Aleksander Grad podczas jednego z ostatnich posiedzeń rządu. Choć ministrowie na te słowa zareagowali wesołością, to premier do sprawy podszedł poważnie.
Miał odpowiedzieć ostrym stwierdzeniem, że nikt nie ma obowiązku być członkiem rządu. Szefowie resortów sygnał odebrali jednoznacznie. I na razie żaden z nich nie wybiera się na odpoczynek dłuższy niż dwa tygodnie. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie po 14 dni zamierzają wykorzystać panie minister: pracy Jolanta Fedak, zdrowia Ewa Kopacz i edukacji Katarzyna Hall. Panowie ministrowie, którzy zamierzali odpocząć dłużej, dziś zmieniają plany.
"Minister zaplanował dwutygodniowy odpoczynek od 28 lipca, ale być może będzie to tylko tydzień" - informuje Maciej Wiewiór, rzecznik resortu skarbu. Podobnie asekuruje się Elżbieta Strucka, rzecznik Ministerstwa Środowiska. Jej szef, Maciej Nowicki, pierwotnie planował odpoczywać przez trzy tygodnie na przełomie lipca i sierpnia.
"Ustalenia zmieniano, bo nasz resort ma dużo pracy" - twierdzi Strucka. Dodaje, że najprawdopodobniej wypoczynek ministra skończy się tylko na tygodniu lub dwóch w sierpniu. Wicepremier Grzegorz Schetyna nie określił jeszcze daty urlopu, ale nie będzie nieobecny w pracy dłużej niż tydzień. Maksymalnie 10 dni planuje minister kultury Bogdan Zdrojewski, a od 6 do 8 dni wolnego bukuje sobie szef resortu finansów Jan Rostowski. Jedynym, który nie wybiera się na wakacje, jest wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, który niedawno wrócił ze służbowego wyjazdu do Arabii Saudyjskiej.
Dlatego poseł PiS Karol Karski podejrzewa, że wytyczne premiera mogą mieć drugie dno. "Premier odbył już podróż życia na Machu Picchu, więc może teraz wszystkie wyjazdy zagraniczne, na jakie udają się służbowo ministrowie, potraktował jak ich urlopy" - ironizuje. Ale jego partyjna koleżanka Joanna Kluzik-Rostkowska przekonuje, że sprawa jest bardziej poważna. "Dla pracujących po kilkanaście godzin dziennie ministrów to jedyna szansa na spędzenie czasu z rodzinami. Jeśli nie odpoczną teraz, to potem z przemęczenia i frustracji, nawet gdyby bardzo się starali, nie unikną podejmowania błędnych decyzji" - ostrzega była minister pracy.
Jej zdaniem decyzja premiera to zły sygnał dla pracodawców, którzy mogą za przykładem rządu ograniczać prawo do urlopów swoim pracownikom. "Apeluję do Donalda Tuska, żeby pozwolił odpocząć swoim ministrom, inaczej za jego błędy przyjdzie nam wszystkim płacić" - mówi posłanka PiS.