Nie ma to, jak wypłynąć na czymś, o czym trąbią wszyscy. A najlepiej - na aferze. A ostatnio w Polsce największa afera związana jest z próbą przekupienia przez PiS Renaty Beger, by wstąpiła w szeregi tej partii. PiS domaga się powołania komisji śledczej, która zbada m.in., kto naprawdę stoi za tą aferą.

To świetna okazja dla Jana Rokity, by znów zaistnieć w wielkiej polityce. I choć jest z opozycyjnej PO, namawia partyjnych kolegów, by poparli pomysł z komisją i by jego wskazali na śledczego. Bo gdyby zasiadł w komisji, znów codziennie pisałyby o nim gazety, a ludzie oglądaliby go w nadawanych na żywo programach z obrad sejmowych.

Komisja się skończyła, Lew Rywin siedzi za kratami, a o Janie Rokicie niewielu już dzisiaj pamięta. Nie został premierem, choć bardzo na to liczył. Rzadko gości w telewizji, rzadko czytamy o nim w gazetach. A dla polityka nie ma nic gorszego niż zapomnienie przez obywateli.