Widać było, że Jarosław Kaczyński dobrze czuje się w stoczni. Nic dziwnego. Powitały go gromkie okrzyki: "Niech żyje premier", co po ostatnich trudnych dniach musiało podnieść go na duchu.
Do trudnej sytuacji Kaczyński nawiązywał kilkakrotnie. To, co się wydarzyło (ujawnienie nagrań kompromitujących PiS), tłumaczył metaforą: "Jest chory, któremu potrzebny jest lek i oferuje go człowiek o marnej reputacji. Zapada decyzja, żeby z nim rozmawiać, ale on okazuje się oszustem. Przyrzekam, że nigdy więcej z takimi ludźmi rozmawiać nie będziemy". Premierowi odpowiedziały brawa.
Kaczyński przekonywał, że ostatnie wydarzenia to efekt działań ludzi "podtrzymujących system wysysający siły". "Uderzono w naszą wiarę i to był mocny cios" - mówił. Ale obiecywał, że rząd wyjdzie z trudnej sytuacji. Temu mają służyć takie spotkania, jak to w Gdańsku. "Tu w stoczni, gdzie toczyła się historia walki o wolność, w tym szczególnym miejscu, musimy nabrać wiary" - apelował prezes PiS.
"Wiara jest naszą jedyną siłą" - mówił Jarosław Kaczyński. "My nie mamy za sobą wielkich pieniędzy, wielkich telewizji, potężnych instytucji - mamy wiarę i przekonanie o naszej racji" - oświadczył.
Premier kilkakrotnie obiecał zgromadzonym zwycięstwo. Na pewno nie miał na myśli kilku tysięcy demonstrujących, którzy stłoczyli się w Gdańsku, gdy mówił o otumanionych ludziach, wyprowadzanych na ulice przez partie wrogie rządowi. Bo, według Kaczyńskiego, nie można nie zauważać, że Polska rozwija się w dobrym kierunku, więc protestujący działają wbrew swojemu interesowi.
Kaczyński tłumaczył, że Prawo i Sprawiedliwość nie jest partią wojny, jak sugeruje wielu przeciwników. Jest ugrupowaniem, które chce po prostu konsekwentnych zmian i z drogi naprawy państwa się nie cofnie.