Borowski, choć początkowo skłaniał się w stronę PO i jej kandydatki Hanny Gronkiewicz-Waltz, zdecydował, że lewica zyska więcej, jeśli zostanie na uboczu.
W podjęciu decyzji pomogła mu m.in. wypowiedź lidera PO Donalda Tuska, który współpracy z lewicą powiedział "nie". "Z jednej strony PO mówiła, by odsunąć PiS od władzy, z drugiej jej liderzy mówili, że współpraca z PiS będzie kontynuowana" - mówi Borowski. "Przy tak niejasnym stanowisku PO nie ma gwarancji, że wcześniej czy później nie dojdzie do ponownego sklejenia tych dwóch ugrupowań" - dodaje.
Jego zdaniem, lewica mogłaby poprzeć Platformę tylko, gdyby miała gwarancję na wspólną koalicję. "Jednak w tej sytuacji nie widzę żadnego uzasadnienia, by wyborcom rekomendować kogokolwiek. Oni sami podejmą decyzję" - tłumaczy się Borowski.
Jego decyzję skomentował już kandydat PiS na prezydenta Warszawy. Kazimierz Marcinkiewicz stwierdził, że dzięki deklaracji Borowskiego II tura głosowania będzie "wyborem osobowości". "Apelowałem, żeby wielką politykę wyprowadzić z samorządu. Odbieram tę decyzję właśnie w takim sensie" - podsumował Marcinkiewicz.
Z kolei Bronisław Komorowski z PO ma nadzieję, że decyzja Borowskiego nie jest ostateczna i że lider centrolewicy będzie jednak dążył do odsunięcia PiS od władzy w Warszawie. "Ma na to okazję, popierając Hannę Gronkiewicz-Waltz" - stwierdził polityk Platformy.