"Gdy zbieraliśmy się do wyjazdu, padła propozycja, ze pan premier Putin łaskawie prosi pana Kaczyńskiego do namiotu, bo zechce mu złożyć kondolencje. Wyglądało to trochę tak: . Z tego, że Jarosław Kaczyński tam nie poszedł, byłem wtedy i jestem dziś bardzo dumny. Zachował się jak mąż stanu" - ocenia w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" działacz Prawa i Sprawiedliwości. To relacja z wizyty szefa PiS na miejscu katastrofy prezydenckiego tupolewa.

Reklama

Brudziński oskarża, że gdyby przed 10 kwietnia nie było "wściekłości politycznej", to katastrofa koło Smoleńska nie wydarzyłaby się. Zapewnia jednocześnie, że nie jest agresywnym politykiem i potrafi mówić łagodnie.

Ale to jeszcze nie wszystkie tezy polityka PiS, który w kampanii wyborczej milczał.

"Przy okazji wielkich tragedii, ataków terrorystycznych widać, że w Rosji jest dosyć specyficzne podejście do standardu życia ludzkiego i do procedur" - twierdzi Brudziński.

Jego wywiad ukazał się na stronach internetowych tygodnika dzień po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego, który powrócił do retoryki sprzed katastrofy smoleńskiej.