O tym, że bycie ekonomistą oznacza w Polsce uprawianie zawodu podwyższonego ryzyka, wiadomo nie od dziś. Ostatnio jednak staje się to coraz bardziej niebezpieczne.
Publiczna panika wywołana przez rząd ogłoszeniem założeń do przyszłorocznego budżetu i zapowiedzią podwyżki podatków przekłada się bowiem na stan nerwów ministra finansów Jacka Rostowskiego. W gabinetach na Świętokrzyskiej napięcie sięga zenitu.
Parę dni temu minister tłumaczył się z wrzasków dochodzących zza jego drzwi podczas spotkania z Leszkiem Balcerowiczem, który podobno przekonywał go do śmielszych reform. Wczoraj o napaść oskarżył Rostowskiego Krzysztof Rybiński, ostatnio jeden z najzagorzalszych krytyków poczynań rządu. Ponoć ośmielił się porównać Rostowskiego do Andrzeja Leppera, który chciał łatać dziurę budżetową pieniędzmi z rezerwy NBP.
Balcerowicz wyszedł ze spotkania z połamanymi okularami. Nie wiadomo, czy to skutek działania krewkiego ministra, czy efekt odreagowywania stresu przez profesora. O losie okularów Rybińskiego nic nie wiadomo. Tylko słowa Leppera okazały się prorocze: Wersal się skończył, panowie.
Reklama