"Znany celebryta i tytularny przewodniczący sejmowej komisji śledczej Ryszard Kalisz poniósł wczoraj widowiskową porażkę w starciu ze Zbigniewem Ziobrą. Rozdarty między licznymi obowiązkami medialnymi i towarzyskimi rozbił się o tupet i bezczelność Ziobry. Aby osłodzić sobie gorycz niepowodzenia zaatakował mnie w radiu TOK FM" - pisze Leszek Miller.

Reklama

"Nawiązując do procesu, jaki wytoczyłem aktywiście PiS za jego słowa o zadeptywaniu śladów na miejscu morderstwa gen. Papały oświadczył: Leszek Miller zawarł ugodę w sądzie przyznając Ziobrze rację" - tłumaczy były premier.

Miller twierdzi, że "gdyby Kalisz był prawnikiem" to wiedziałby, że "ugoda nie jest przyznaniem racji".

"Zawarłem ugodę po trzech latach procesu, przesłuchaniu 50 świadków i braku nadziei na szybkie zakończenie sprawy. Mimo to byłem ją gotów prowadzić dalej, gdyby nie postawa Ziobry. Były minister Kaczyńskiego wycofał się z zarzutów pod moim adresem, wyraził ubolewanie i uznał, że zaszło nieporozumienie" - wyjaśnia były premier i cytuje przy okazji słowa Tomasza Nałęcza: "moim zdaniem Ziobro poszedł na te ugodę z obawy przed sądową porażką".

Według Millera, Ryszard Kalisz nie nadaje się na szefa komisji śledczej. "Wczorajszy dzień był tego smutnym potwierdzeniem" - konkluduje były premier.