"Nauczyliśmy się być blisko siebie, nawet nie będąc razem. Internet, telefony komórkowe. Wysyłamy do siebie bardzo dużo SMS-ów. Muszę nawet przyznać, że myśmy się od tych SMS-ów uzależnili" - mówi tygodnikowi "Wprost" Małgorzata Tusk. Zdradza też, że premier często nie je prawdziwej kolacji, bo wraz z żoną jest na diecie.

Reklama

Kobieta ujawnia też, jaki był najgorszy dzień urzędowania Donalda Tuska - to oczywiście katastrofa w Smoleńsku. Bo po niej na premiera spadły "niesprawiedliwe oskarżenia". Przeraża ją też, że po tej tragedii Polacy nie mogą się dogadać. "Jest mi przykro, że powstały u nas obozy wzajemnej niechęci, a nawet nienawiści. Jesteśmy przecież wszyscy Polakami, mówimy tym samym językiem, więcej nas łączy, niż dzieli, a nie potrafimy ze sobą rozmawiać" - mówi tygodnikowi.

Jednocześnie jednak bycie żoną premiera oznacza także dni radości i dalekie podróże. Była bowiem w Ameryce Południowej, widziała Tadź Mahal, czy Wietnam. Jest jednak miejsce, do którego mogłaby pojechać najbardziej. Tyle, że ciężko sobie wyobrazić rządową wizytę na szczycie Kilimandżaro.