Wałęsa, komentując raport MAK, w którym Rosjanie wskazali wyłącznie na uchybienia po stronie polskiej, stwierdził, że "problem leży w interpretacji tych samych zdarzeń", i że "wszyscy tu mają rację". "Kontrolerzy mogli zabronić Polakom lądowania, a nawet strzelać do samolotu intruza, mieli do tego prawo. W Moskwie pytali najwyższych czynników, co robić. Tam najprawdopodobniej powiedzieli im, zróbcie wszystko, żeby lądowali, bo dopiero będzie draka, jak ich nie wpuścicie, będzie skandal nieprawdopodobny" - stwierdził były prezydent.
Lech Wałęsa przekonywał, że do zadań MAK nie należało wskazywanie winnych, a jedynie wyjaśnienie technicznych przyczyn katastrofy. Z tego względu - jak tłumaczył - MAK odniósł się do pracy rosyjskich kontrolerów na lotnisku w Smoleńsku.
Zdaniem byłego prezydenta, nie ma powodu, by mieć do Rosjan pretensje, gdy swoje zadania wypełniają wyjątkowo dobrze. Też chciałbym dokopać Rosjanom, ale nie mogę, bo to, co robią i jak robią w sprawie Smoleńska zasługuje na uznanie i podziękowanie, a nie na szarpanie" - powiedział Lech Wałęsa. Chwalił także postawę Donalda Tuska, który - jak stwierdził - "do tej pory zachowywał się idealnie dobrze". "Mam nadzieję, że nie popełni błędu i nie da się podpuścić" - dodał.
Były prezydent wskazał kluczową - jego zdaniem - sprawę, która wciąż pozostaje niezbadana. To rozmowa braci Kaczyńskich, którą przeprowadzili w czasie lotu tupolewa za pośrednictwem telefonu satelitarnego. "Ona powie wszystko, kto i jak przyczynił się do tej katastrofy. Pytanie, czy nam Rosjanie i Amerykanie pozwolą na odczytanie tego billingu. Jeśli to zrobią, wtedy jesteśmy uratowani" - przekonywał Lech Wałęsa.