"Jestem zmuszony powiedzieć dzisiaj o tym, że wszystkie programy i ogromna część pieniędzy szły z Niemiec i Polski, czy przez Niemcy i Polskę. Tam też pisane były programy obalenia ustroju konstytucyjnego. To nie wymysł specsłużb. To zeznania tych, którzy to organizowali" - powiedział Łukaszenka, cytowany przez państwową agencję BiełTA.
Dodał, że jeśli ktokolwiek spróbuje wprowadzić przeciwko Białorusi sankcje "ekonomiczne czy inne", jego kraj powinien "bezzwłocznie zareagować, przygotować kroki w odpowiedzi, aż do najsurowszych".
Poseł PO, wiceszef komisji spraw zagranicznych Robert Tyszkiewicz pytany przez PAP o wypowiedź Łukaszenki powiedział, że jest ona "zupełnie absurdalna, a prezydent Białorusi schodzi na poziom tłumaczeń rodem z podręczników propagandy ZSRR i odwołuje się do najgorszych tradycji propagandy sowieckiej".
Zdaniem Tyszkiewicza, to przygotowana akcja propagandowa wytłumaczenia przyczyn kryzysu na Białorusi. Polityk PO podkreślił też, że to Łukaszenka ponosi odpowiedzialność za represje na białoruskich opozycjonistach, bo "w jego rękach jest całość władzy na Białorusi".
Według niego, białoruski prezydent chce w ten sposób "przerzucić odpowiedzialność za represje na Białorusi na czynniki zewnętrzne". "Łukaszenka rodem z tradycji sowieckiej szuka zewnętrznego wroga. To jest w klimacie takiej paskudnej dyktatury" - powiedział Tyszkiewicz.
Dodał, że wygrażanie palcem Europie przez prezydenta Białorusi "wskazuje na jego bezsilność". Ocenił też, że to są "pogróżki bez pokrycia, które miałyby powstrzymać Unię Europejską od odmrożenia sankcji 31 stycznia". Ale - jak zastrzegł - nie sądzi by tak się stało.
Także szef komisji ds. UE, poseł PSL Stanisław Rakoczy uważa, że to tylko "buńczuczny krzyk zagrożonego dyktatora". "Ja się nie spotkałem z żadnymi dowodami na prawdziwość tych słów" - powiedział. Dodał, że tym trudniej w słowa Łukaszenki uwierzyć w sytuacji, gdy unijne kraje zaangażowały się w program Partnerstwa Wschodniego.
Z kolei w ocenie posła PiS Karola Karskiego, wypowiedź Łukaszenki jest "żartem z Radosława Sikorskiego". "Widać, że prezydent Łukaszenka ma bardzo wyrafinowany dowcip, to jest żart z Radosława Sikorskiego, który dwukrotnie się z nim spotykał, dwukrotnie publicznie ogłaszał do czego rzekomo zobowiązał mu się Alaksandr Łukaszenka" - mówił Karski.
Chodzi m.in. o listopadową wizytę w Mińsku szefa polskiego MSZ i ministra spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle.
"Minister Sikorski porusza się od ściany do ściany, raz jeździ do Łukaszenki, daje mu zdobywać punkty w kampanii wyborczej, a następnie ma zupełnie inne podejście do sprawy" - powiedział Karski. Podkreślił, że "polityka wobec Białorusi powinna być konsekwentna".
Wiceszef klubu PJN Paweł Poncyljusz ocenił, że wypowiedzi Łukaszenki to "gra do wewnątrz Białorusi", która ma na celu podtrzymanie dyscypliny obywateli względem władzy. Według niego, zachowanie prezydenta Białorusi można traktować jako "ostatni akt agonii" systemu panującego w tym kraju.
"Tego typu zachowanie jest dość częste, szczególnie w przypadkach, kiedy dany reżim chyli się ku upadkowi. Takie bezwzględne pałowanie na ulicach, właśnie straszenie wszystkich i prezentowanie rzekomych tajnych planów obalenia. Ja bym to raczej traktował jako takie akty rozpaczy" - powiedział Poncyljusz w rozmowie z PAP.
Odniósł się także do słów Łukaszenki, że w razie wprowadzenia sankcji przeciwko jego krajowi, powinny być przygotowane odpowiednie kroki "aż do najsurowszych". "Moim zdaniem, to jest jakaś taka gra do wewnątrz Białorusi, bo jakie on sobie kroki wyobraża? Wyprowadzi czołgi - na kogo? Na Polskę, na Niemcy? (...) To jest taka bardziej figura retoryczna, z której nic nie wynika" - ocenił Poncyljusz.
Także w ocenie wiceszefa sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Tadeusza Iwińskiego (SLD), oświadczenie Łukaszenki należy rozumieć jako "skierowane głównie na cele wewnętrzne". "Na pewno prezydent Łukaszenka czuje się słabiej niż poprzednio, z resztą najlepszym dowodem na to jest fakt, że do tej pory nie nastąpiło jego zaprzysiężenie na kolejną kadencję. Być może on czeka na to, aż uspokoi się trochę sytuacja międzynarodowa" - zaznaczył poseł Sojuszu.
Iwiński zwrócił uwagę, że we wtorek komisja SZ jednogłośnie poparła projekt rezolucji Sejmu w sprawie wsparcia społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi, a ponadto delegacja polska w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy zwróciła się z wnioskiem o to, by podczas jego przyszłotygodniowej sesji odbyła się debata na temat sytuacji w tym kraju.
"Nie dziwi mnie taka reakcja Łukaszenki, bo inne są sygnały, które Białoruś wysyła na zewnątrz, a inny jest język wewnętrzny. To już jest więc pewien rytuał i dziwiłbym się, gdyby on tego nie robił, bo nie po raz pierwszy mówi w takim duchu" - uważa poseł SLD.
Przypomniał też, że Niemcy i Polska wspierają organizacje demokratyczne, zwłaszcza te działające na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. "I to jest prawda, bo tak powinno być. Mamy przecież 418 km granicy z Białorusią, więc jest to nasz ważny sąsiad" - podkreślił Iwiński.