"Inni zapowiadają, a my to robimy. Inni mówią o potrzebach zmian w polskiej gospodarce, a SLD już dziś składa pierwszy pakiet projektów ustaw w sprawach gospodarczych" - powiedział na poniedziałkowej konferencji prasowej rzecznik SLD Tomasz Kalita.

Sojusz uważa, że kluczem do obrony przed negatywnymi skutkami kryzysu jest podniesienie wiarygodności finansów publicznych. Wiceszef klubu SLD Marek Wikiński mówił, że minister finansów Jacek Rostowski zachowuje się jak "szaman", mówiąc co innego na temat stanu finansów naszego kraju w piątek, a co innego w poniedziałek.

Reklama

Lewica chce więc powołania niezależnej od rządu instytucji, której zadaniem byłoby opiniowanie i kontrola polityki fiskalnej kraju, dostarczanie wiarygodnych prognoz makroekonomicznych oraz zapobieganie narastaniu długu publicznego. Według projektu trzyosobową Radę Fiskalną powoływałby Sejm. Wniosek o powołanie na jej członka składałby prezydent, szef NBP oraz prezes Polskiej Akademii Nauk.

"Potrzebny jest jak najbardziej obiektywny, instytucjonalny recenzent, który będzie w sposób rzetelny, kompetentny, uczciwy i odważny pokazywał społeczeństwu prawdziwy stan finansów publicznych bez zamiatania spraw trudnych pod dywan" - przekonywał Wikiński.

Według propozycji lewicy kadencja Rady trwałaby 6 lat; przy czym co dwa lata zmieniałaby się 1/3 jego składu. Jej działalność rozpoczęłaby się od 2012 roku od opiniowania propozycji budżetu.

Na konferencji padły też nazwiska osób, które - zdaniem Sojuszu - byłby odpowiednie do zasiadania w Radzie. Są to była minister finansów, obecnie członkini RPP Halina Wasilewska-Trenkner, były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka, a także prof. Krzysztof Rybiński.



Reklama

Wikiński przekonywał, że mogliby oni pracować w Radzie, bo mają odwagę mówić ludziom prawdę na temat stanu finansów naszego kraju.

Europoseł SLD prof. Bogusław Liberadzki tłumaczył, że powołanie Rady ma dać społeczeństwu sygnał ostrzegawczy przy ewentualnych kłopotach fiskalnych kraju. Przypomniał w tym kontekście doświadczenia greckie, gdzie przez długie lata zatajano stan finansów publicznych państwa.

Drugi z przedstawionych w poniedziałek projektów dotyczy opodatkowania niektórych instytucji finansowych. "Chcemy, aby z tego podatku w zależności od zachowania się banków w polskim sektorze bankowym wpłynęło do budżetu państwa nie mniej niż 1 mld zł rocznie" - mówił Wikiński.

Ustawa obowiązywałaby przez trzy lata od stycznia 2012 r. do końca 2015 r. Podatkiem byłyby obłożone banki krajowe, oddziały banków zagranicznych, oddziały instytucji kredytowych, zakłady ubezpieczeń i restrukturyzacji, a także fundusze inwestycyjne.

Do budżetu trafiałby 0,25 proc. sumy aktywów danej instytucji finansowej. Zwolnione z podatku byłyby te banki, które cały zysk za rok obrachunkowy przeznaczyłyby na zwiększanie funduszy własnych.

"W naszych rozwiązaniach staramy się wprowadzić bezpiecznik, który by uniemożliwiał bankom przerzucanie tego podatku na barki klientów" - podkreślił Wikiński. W projekcie zapisano, że po wejściu w życie nowych rozwiązań, instytucje finansowe nie mogą pogarszać warunków umów z klientami.



Liberadzki zwracał uwagę, że prace nad podobnymi rozwiązaniami trwają w Grupie G-20. "Za kryzys będą solidarnie płacić wszyscy - społeczeństwo, które najmniej zawiniło, już płaci, patrz podwyższony podatek VAT, natomiast dotychczas nie płacili ci, którzy powodowali (kryzys)" - oświadczył europoseł.