Premier podczas środowego zarządu partii nie cofnął się przed przypomnieniem marszałkowi losu innych "szkodzących partii" polityków – Artura Balazsa i Pawła Piskorskiego. Perorował na ten temat przez godzinę.

"To był pluton egzekucyjny wymierzony w Schetynę. Pierwszy raz byłem świadkiem czegoś takiego. Całość wyglądała na świetnie wyreżyserowane przedstawienie" – cytuje wprost.pl jednego z liderów PO.

Środowe spotkanie partyjnego zarządu trwało cztery godziny i było poświęcone w całości wewnątrzpartyjnym sporom. Marszałka krytykował nie tylko Donald Tusk, ale i inni koledzy – Ireneusz Raś, Cezary Grabarczyk, Hanna Gronkiewicz-Waltz czy Ewa Kopacz.

Dziś głos w tej sprawie zabrał sam Grzegorz Schetyna, który mówi, że spotkanie było "twarde i wyczerpujące"

"Mówiliśmy o przyczynach ostatnich wyników sondaży, o ostatnich aktywnościach, problemach i najbliższych wyborach. Była też kwestia mojej wypowiedzi po raporcie MAK. Moja wypowiedź uzyskała kontekst, podchwycony przez opozycję i zaczęła żyć własnym życiem, tak czasami w polityce jest, że to nie słowa znaczą, ale ich kontekst" - wyjaśniał w Radiu ZET Grzegorz Schetyna.

"Wszyscy mówiliśmy, że albo będziemy razem i przejdziemy przez te ostatnie miesiące i przez wybory wspólnie, albo przegramy i przegramy wszyscy, przegra Platforma, przegra nasza wizja Polski, więc gra jest o wielką stawkę i tu jest potrzebne mówienie jednym głosem" - dodał marszałek Sejmu.

Schetyna przyznał, że jego wypowiedź o tym, iż reakcja premiera na raport MAK była spóźniona, okazała się błędem.

"Stało się i sprawa jest zamknięta. Została wykorzystana przez opozycję i to zawsze jest błąd" - stwierdził marszałek.