"To się na pewno nie dzieje w wyniku jakiś inspiracji władz Warszawy, przecież to jest poza podejrzeniem. To jest pewna taka bezduszność, która bierze się pewnie z chęci, że ekipa sprzątająca chce mieć z głowy to sprzątanie" - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Tomasz Nałęcz. Prezydencki minister wyjaśnia, że urzędnicy wydali tylko decyzję, by uprzątnąć teren, ale nie kazali wyrzucać płonących zniczy.
>>>Błaszczak pisze do Gronkiewicz-Waltz, bo usuwano znicze
"Moim zdaniem decyzja urzędników jest jedna. To miejsce następnego dnia ma wyglądać tak, jak powinno wyglądać miejsce przed Pałacem Prezydenckim. A że ktoś się pospieszył i nie poczekał aż ten znicz zgasł, to absolutnie nie ma nic wspólnego z decyzją urzędnika" - wyjaśnia polityk.
Nałęcz atakuje też ludzi, którzy stawiają znicze i przychodzą pod pałac. "W imię kultury, w imię pamięci o Lechu Kaczyńskim, pamięć o nim i znicze powinny być zapalane na jego grobie, ale przecież nie na chodniku pod Pałacem Prezydenckim. Czy pan potrafi wskazać w innym, jakimkolwiek kraju na świecie, gdzie czci się osobę, która odeszła, zapalając znicze pod miejscem jej pracy? Przejściowym miejscem jej pracy? A nie na jego grobie" - twierdzi. Zapowiada też, że znicze będą cały czas usuwane. "Jak długo chodnik pod Pałacem Prezydenckim będzie miejscem tego rodzaju demonstracji, tak długo będzie potrzeba sprzątnięcia chodnika po tej demonstracji" - mówi
Według niego, to, co dzieje się 10 dnia każdego miesiąca, to atak na Bronisława Komorowskiego. "Morze zniczy pod Pałacem Prezydenckim, w którym zabrakło prezydenta, to był naturalny, piękny odruch tysięcy Polaków. Demonstracja PiS-owska co miesiąc pod Pałacem Prezydenckim ze zniczami, z okrzykami przeciwko prezydentowi to jest próba delegitymizacji obecnego prezydenta" - tłumaczy.
"Wszystko, co się tam dzieje od rana tego dnia, jest urągające pamięci Lecha Kaczyńskiego. Te okrzyki traktujące obecnego prezydenta słowami takimi, że nie powinno się tak nikogo - zwłaszcza prezydenta - traktować. To jest takie widowisko, że lepiej tego światu naprawdę nie pokazywać" - ocenia prezydencki minister.