Chodzi o słynne słowa Jarosława Kaczyńskiego z wywiadu dla tygodnika "Newsweek", w którym szef PiS mówił o "silnych lekach uspokajających", jakie miał przyjmować w czasie trwania kampanii prezydenckiej. Jak dodał, ich działanie nie pozostało bez wpływu na jego decyzje. Tłumaczył, że strategia kampanii została "wymyślona za niego".
Inaczej widzi i przedstawia tamten czas Michał Kamiński, jeden z twórców owej kampanii. W programie "Tak jest" w TVN24 były polityk PiS, potem związany z PJN, przekonywał, że żadnych proszków nie było. "W tej kampanii, o której on (Jarosław Kaczyński) mówił, że nie wiedział, co robił, bo brał tabletki, byłem z nim dość często i dość blisko, i miałem świadomość, że absolutnie wiedział, co robi" - przekonywał. I dodał: "Problemem Jarosława Kaczyńskiego nie jest to, że jest rzekomo niepoczytalny, ale że po prostu kłamie. W swoim autoryzowanym wywiadzie dla "Newsweeka" skłamał" - stwierdził.
Skąd taki krok szefa PiS? Michał Kamiński tłumaczy to chęcią wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji, w której Jarosław Kaczyński "zaczął nagle krytykować skuteczną taktykę kampanii, która mu przyniosła 47 procent głosów". "Przestraszył się, że być może kiedyś przestanie kontrolować partię, i musiał wyrzucić z partii ludzi, którzy mu tę kampanię zrobili" - mówił i dodał, że szef PiS musiał ten krok "uzasadnić swoim wyznawcom". "W wyniku nerwowych zachowań, co mu się zdarza, po prostu powiedział głupstwo i kłamstwo jednocześnie" - podsumował do niedawna czołowy spin doktor PiS.
Sprawa ma związek z procesem, jaki Jarosławowi Kaczyńskiemu wytoczył były szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Chodzi o określenie do przez byłego premiera mianem "agenta śpiocha". Sąd zdecydował się zasięgnąć opinii biegłych psychiatrów właśnie w związku z deklaracjami Jarosława Kaczyńskiego o przyjmowaniu silnych leków. Politycy PiS, a także sam zainteresowany uznali tę decyzję za skandaliczną. A Michał Kamiński zadeklarował, że chętnie powtórzy przed sądem, iż nie miał przesłanek, by sądzić, że prezes PiS jest niepoczytalny.