"Wstydzę się ją komukolwiek podarować" - skarży się Faktowi jedna z polskich urzędniczek pracująca w Brukseli. Zgodnie z zaleceniami, powinna te torby rozdawać swoim zagranicznym kolegom z innych unijnych państw – razem z ołówkiem czy notesem. Nic w tym jednak dziwnego, zauważa bulwarówka. Torba to koszmarek. Nie dość, że jest brzydka, to jeszcze wykonano ją z fizeliny, czyli łatwo rwącego się materiału do usztywniania kołnierzy.

Reklama

Nie dość tego - torba jest całkowicie niepraktyczna. Na ramieniu nie da się jej nosić - pisze "Fakt", a gdy weźmie się ją do ręki, to szoruje po podłodze. Ile kosztował ten designerski cud? Zdaniem bulwarówki MSZ wydał na zakupy 150 tysięcy złotych, czyli jedna torba kosztuje pięć złotych.

Szefowie polskich agencji reklamowych łapią się za głowy. Produkty z lnu i bawełny, do tego estetycznie wykonane, przy tak dużym zamówieniu kosztowałyby połowę tego, co zapłacił resort.

Jak tłumaczy się MSZ? Zamówienie było tak drogie, zlecono je na ostatnią chwilę - nikt bowiem do przetargu się nie zgłosił

>>>Ministrze Nowak, gdzie się tak spieszysz?

Reklama