Ministrowie nowego rządu zdecydowanie chętniej zaciągają pożyczki i kredyty, niż odkładają na czarną godzinę. Jak wynika z zeznań majątkowych dwudziestu członków Rady Ministrów, łącznie zapożyczeni są na ponad 10 mln złotych, podczas gdy ich oszczędności wynoszą niespełna 1,4 mln złotych.
Absolutnym rekordzistą, jeżeli chodzi o życie na krechę, jest nowy minister środowiska Marcin Korolec – jego długi wynoszą niemal 2 mln złotych. Niewiele mniejsze zobowiązania ma szef resortu Skarbu Państwa Mikołaj Budzanowski – ich suma opiewa na ponad 1,5 mln złotych. Trzecie miejsce na podium zajął minister finansów. Służbowo troszczy się o to, aby budżet zaciskał pasa, a dług publiczny nie przekroczył 55 proc. PKB, gdy sam ma długi przekraczające jego roczną ministerialną pensję aż sześciokrotnie. Jednocześnie jednak na prywatnych kontach Rostowski zgromadzone ma 125 tys. złotych, a ponadto jest właścicielem pokaźnej liczby nieruchomości – zeznał, że posiada trzy domy i pięć mieszkań. Najwyraźniej wychodzi z założenia, że bez względu na czasy to właśnie nieruchomości są najbezpieczniejszą lokatą kapitału.
Żadnego domu czy mieszkania nie ma tylko jeden minister i jednocześnie wicepremier – Waldemar Pawlak. Za to posiada on 27-hektarowe gospodarstwo specjalizujące się w nasiennictwie, na którym znajdują się budynki gospodarcze. Do tego dochodzi 35 tys. złotych oszczędności – niby niewiele, ale za to Pawlak jest jednym spośród zaledwie sześciu ministrów, którzy nie mają żadnych długów. Do rekordzistki mu jednak daleko – Barbara Kudrycka, która nie ma nawet złotówki zobowiązań, jednocześnie zgromadziła na kontach 750 tys. złotych (sześciokrotnie więcej niż drugi na liście Rostowski). Do tego jeździ luksusowym jaguarem XFR. Minister nauki mogłaby uczyć oszczędzania całą Radę Ministrów, z jej prezesem na czele. Donald Tusk ma tylko 27 tys. złotych oszczędności i 450 tys. złotych kredytu do spłacenia. Zaciągnął go na mieszkanie. Dla syna i synowej.