To, co prokurator robił wobec mnie, było nieludzkie. Nic nie będzie w stanie mnie przekonać, że prokuratorzy występujący w tej sprawie są apolityczni - oni są politykami PiS - powiedziała Sawicka w prawie 50-minutowym wystąpieniu na koniec procesu w warszawskim sądzie okręgowym.

Reklama

Prosiła sąd o uniewinnienie. Uniewinnienie to dar na dalsze życie. Ja nie chcę umierać za politykę - powiedziała.

Jak twierdziła, nie byłoby jej tu dziś, gdyby była posłanką PiS. Żałuję i bardzo przepraszam za wszystko, co się stało. Nie powinno to mieć miejsca. Być może los tak zdecydował o moim życiu - dodała.

Jej zdaniem w tamtym czasie musiało być zapotrzebowanie polityczne na znalezienie "haków" w opozycji. Nie ja byłam celem, lecz Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, rodzina Wałęsów i nadzorujący służby poseł Marek Biernacki. To na nich się zasadzano. Ja to przeżyłam. Barbara Blida tego nie przeżyła. Andrzej Lepper tego nie przeżył. Czuję się pionkiem w wielkiej grze sił specjalnych - dodała. Za ciekawe uznała to, że osoby, które linczowały rodaczkę, teraz tak troszczą się o Julię Tymoszenko.

Wszystkim, którzy sądzą, że świat jest dobry, a ludzie przyjaźni, chcę powiedzieć, że tak nie jest. Nikt nie kalkuluje, czy osoba nowo poznana będzie dobrym przyjacielem, czy zrujnuje życie dla dobra formacji, której wtedy sprzyjał, a dziś jest jej posłem. Ja cały czas uważałam, że Tomasz Piotrowski (udający biznesmena agent CBA - PAP) jest moim przyjacielem - przekonywała Sawicka.

Jak mówiła, jeśli chce się upodlić kobietę, najprościej uderzyć w jej seksualność. Niestety dla mnie okazało się, że z grupy kobiet w PO ja okazałam się prymuską, którą wykorzystano. Teraz widzę tę perfidię, gdy oceniam na chłodno zimne wyrachowanie i planowanie działań wykorzystujących moje odruchy serca i przyjaźni. Wielokrotnie robiła to partia Prawo i Sprawiedliwość - powiedziała.

Na dowód swej uczciwości pokazała sądowi i prokuratorowi pióro w etui - upominek, jaki dostała w 2007 r. od ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego; pióro wręczono jej, gdy z rąk J. Kaczyńskiego odbierała powołanie na członka rady Służby Cywilnej. A w tym czasie trwała już operacja CBA przeciwko mnie. Przecież każdy na takiej funkcji musi być sprawdzany przez służby specjalne - dodała.

Reklama

Odebrano mi godność, odarto z intymności. Doznałam krzywdy od demokratycznego państwa, to polityczne barbarzyństwo. Wiem, że zrobiłam źle. Wiele razy zastanawiałam się, czemu gdy podróżowałam z agentem Tomkiem, nie wydarzył się jakiś wypadek. Ale tak widać miało być - uważa Sawicka.

Jak przekonywała, nie zna się na biznesie, bo pochodzi z nauczycielskiej rodziny. Biznes to było dla mnie środowisko fałszywe. Gdy poznawałam Tomasza Piotrowskiego, był zagubionym, biednym człowiekiem, sierotą. Nie wiedziałam, że jest biznesmenem o rozległych kontaktach w kraju i na świecie. Połączyły nas wspólne losy. Wychowywałam się bez ojca. Zagrano na tym, co dla każdej kobiety, matki, jest normalne. Nie miałam najmniejszego pojęcia, że to był haczyk, który będzie wykorzystany. Znam aksjologię, oprócz najwyższej wartości jaką jest życie, jest także przyjaźń i współczucie. Od tego wszystko się zaczęło. Niech mi prokurator nie wmawia chciwości - apelowała.

W kwietniu prokurator Rafał Maćkowiak zażądał dla Sawickiej kary 5 lat więzienia i 54 tys. zł grzywny; b. posłanka PO jest oskarżona o powoływanie się na wpływy w instytucjach, przyjęcie łapówki i podżeganie do skorumpowania burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego. Dla burmistrza oskarżonego o przyjęcie łapówki od udających biznesmenów agentów CBA prokurator zażądał kary 3,5 roku więzienia i 36 tys. zł grzywny.

Obrona wnosi o uniewinnienie obojga podsądnych. Zdaniem adwokatów operacja CBA była nielegalna i sąd powinien to stwierdzić w wyroku. Jak mówili, CBA nie miało przesłanek - wiarygodnej informacji o przestępstwie Sawickiej - nie powinno było więc wszczynać operacji przeciw niej. A inwigilację - przekonywali - wszczęto, rozbudzono jej uczucia i wykorzystano do postawienia przed sądem. Obrońcy b. posłanki podtrzymują, że udający biznesmena agent Tomek uwiódł Sawicką.

CBA zatrzymało Sawicką, ówczesną posłankę PO, w październiku 2007 r., gdy przyjmowała - jak uznano w akcie oskarżenia - łapówkę. Szczegóły nagłośnił ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński tuż przed wyborami. Wywołało to wątpliwości PO i części mediów co do domniemanego politycznego tła operacji CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO). Ona sama prosiła w emocjonalnym wystąpieniu szefa CBA, by jej "nie linczował publicznie". Twierdziła, że padła ofiarą prowokacji agenta CBA. Uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia, podejmując wobec niej inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Kamiński temu zaprzeczał.