Jarosław Gowin wyszedł przed szereg w czasie debaty przed głosowaniem nad projektami ustaw o związkach partnerskich. Minister sprawiedliwości powiedział z trybuny sejmowej, że wszystkie cztery propozycje są niezgodne z konstytucją.
Natychmiast na to zareagował premier Donald Tusk i zripostował, mówiąc, że słowa Gowina to jego prywatne zdanie, a nie stanowisko rządu.
Po tym zgrzycie w rządzie pojawiły się spekulacje, czy ten pokaz odwagi nie będzie kosztował ministra sprawiedliwości stanowisko. Jednak posłanka PO Julia Pitera uważa, że Donald Tusk nie posunie się aż tak daleko.
Na razie nie mamy sygnałów, żeby była możliwość dymisji ministra Gowina, ale premier, co najmniej, powinien przeprowadzić z nim rozmowę - stwierdziła posłanka Platformy w RMF.
Jarosław Gowin przed wczorajszymi głosowaniami w sprawie związków partnerskich wykorzystał do wypowiedzenia swojego osobistego zdania czas przewidziany dla członka Rady Ministrów. Nadużył swojej funkcji. Jeśli minister sprawiedliwości chce prezentować swoje osobiste zdanie, powinien zamiast w ławach rządowych, zasiąść w poselskich - upomniała partyjnego kolegę i dodała: - Klub PO musi wyciągnąć konsekwencje.
Gowin czasami kreuje się na przywódcę prawego skrzydła PO. Chyba trochę na wyrost - podkreśliła Julia Pitera.
Komentarze(200)
Pokaż:
Należała do Porozumienia Centrum, Unii Polityki Realnej, Ligi Republikańskiej. W roku 1998 została radną z listy AWS. Cztery lata później startowała pod szyldem Komitetu Wyborczego Julii Pitery.
Od maja 2001 r. Pitera była prezesem polskiego oddziału Transparency International, organizacji zwalczającej korupcję.
Jak twierdzi "Życie Warszawy" z 28 czerwca 2002 r. - prezesem samozwańczym, wybranym wbrew regulaminowi.
Gdy w TI wybuchł skandal wokół nierozliczonych grantów, zarząd ratował się pożyczkami od osób prywatnych. Najwięcej, 20 tys. zł, pożyczył mąż Julii, Paweł Pitera. Przeciwnicy Pitery nazwali to sprzedaniem organizacji w prywatne ręce.
"Jak hartowała się stal?":
Babcia podkreślała, jakim szczęściem jest to, że mamy tradycję rodzinną, wykształcenie. Że najważniejsze to myśleć o innych ludziach, że trzeba się dzielić z innymi. Że skromność to właściwa postawa, jeżeli chce się być elitą*.
Panna z dobrego domu poślubiła Pawła Piterę, przyszłego reżysera. W 1977 r. powiła syna. Młoda rodzina zamieniła mieszkanie na strych, do adaptacji przy ul. Różanej na Mokotowie. Ten skromny lokal stał się dla Piterów szkołą walki o sprawiedliwość w urzędach.
Remontując strych Julka pracowała w Instytucie Badań Literackich, gdzie było wtedy gniazdo opozycyjnych os. Dużo wiedziałam, pomagałam, zbierałam składki dla podziemnej "Solidarności". Chodziłam z Kubą za rączkę na demonstracje przeciw władzy ludowej.
Taka osoba wręcz musiała zrobić karierę polityczną w III RP.
"Ja jako radna":
We wczesnych latach 90. Pitera wystąpiła do władz Mokotowa z wnioskiem o wykupienie zaadaptowanego strychu za symboliczną złotówkę. Urząd na to: sprzedamy, ale za normalną cenę.
Pod odmową podpisał się wicedyrektor Wiktor Czechowski stając się od tej pory wrogiem nr 1 Pitery.
Wybuchła wieloletnia wojna Pitery z urzędem, najpierw o wykupienie strychu, potem o pognębienie przeciwnika. Gdy Czechowski robił jej wbrew, rzucała się do tropienia afer na Mokotowie. Gdy Piskorski przyznawał rację władzom Mokotowa, demaskowała cały skorumpowany "układ warszawski".
Koncesje dla znajomków, przekręty, wyprzedaż za bezcen najdroższych działek, to codzienność Warszawy. A ja, jako radna, nie miałam zamiaru tego tolerować - mówi Julia Pitera. Jej krytycy zauważyli jednak, że żadna z wykrytych przez nią afer nie znalazła epilogu w sądzie.
Transparentność przewodniczącej Transparency objawiała się w tym, że czyniła ona swoją prywatną wojnę o strych sprawą publiczną.
Niezliczone skargi pisała na papierze z Syrenką i nadrukiem Radna Miasta Stołecznego Warszawy. W imieniu Komitetu Wyborczego Julii Pitery zamieszczała w Internecie "Oświadczenie o mieszkaniu".
Można się z niego dowiedzieć, że w 2000 r. Piterowie już prawie kupili strych: podpisali z urzędem dzielnicy protokół uzgodnień i wpłacili 17 tys. zł. Lecz zaraz potem urząd odmówił spisania aktu notarialnego, więc podali go do sądu.
- Wyszło na jaw, że Piterowie przebudowali strych niezgodnie z projektem, czyli dopuścili się samowoli budowlanej, a ponadto ich lokal ma w rzeczywistości 83,67 mkw., a nie 66,52 mkw., jak było w papierach. To wymagało nowej wyceny - wyjaśnia nasz rozmówca z Urzędu Dzielnicy Mokotów.
"Styl to człowiek":
Charakterystyczny styl Julii Pitery objawił się już na początku jej kariery.
Pisała np. w skardze do prezydenta Piskorskiego na władze Mokotowa 6. sierpnia 1999 r.:
Domagam się wyciągnięcia konsekwencji służbowych wobec winnych. (...) Przystąpię - ze znaną Panu zapewne konsekwencją - do wyjaśnienia wszystkich okoliczności opisanej sprawy na wszelki możliwy i dostępny mi sposób, nie oglądając się ani na koszta, ani na skutki polityczne, ani też dalsze losy zawodowe i przyszłe kariery osób, które przysporzyły mi kłopotów... Buldożer nie kobieta.
Wszyscy, którzy czepiają się jej strychu, są nieuczciwi. W zasadzie po tym właśnie można poznać aferzystów: że robią wstręty Piterze.
"Szok i szloch":
Nie mogąc dojść do porozumienia z Piterą Urząd Dzielnicy Mokotów przekazał sprawę Powiatowemu Inspektorowi Nadzoru Budowlanego. 24 kwietnia 2001 r. PINB przysłał inspektorów na Różaną. Pitera nie wpuściła ich do mieszkania.
20 lipca 2001 r. sytuacja się powtórzyła - inspektorzy pocałowali klamkę.
PINB złożył w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie złamania ustawy Prawo budowlane.
Zaczęło się normalne w takich przypadkach śledztwo.
Nie potwierdziłam zarzutów, odmówiłam składania zeznań. Policjant powiedział, że musi zrobić mi zdjęcie, i wtedy pękłam, popłakałam się, to dla mnie szok. Potem policjant chciał odcisków palców. Też odmówiłam - opowiada "Gazecie Stołecznej", nr 20/2002, Julia Pitera.
To rzeczywiście musiał być szok - potraktowanie postaci ze świecznika jak zwykłej pani Pikutkowskiej.
Szlochy i skargi nie pomogły. Julia i Paweł Piterowie stanęli przed sądem oskarżeni o to, że dwukrotnie nie udostępnili mieszkania inspektorom PINB, czym udaremnili im przeprowadzenie czynności służbowych. Dla prezesa Transparency International to straszny obciach.
"Znikoma szkodliwość":
Wyrok. Paweł Pitera został uniewinniony, gdyż w krytycznych dniach był poza Warszawą. Postępowanie karne wobec Julii Pitery umorzono ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu.
Sąd ustalił, że za pierwszym razem Pitera miała prawo wyrzucić inspektorów, gdyż za późno zawiadomiono ją o terminie oględzin. Za drugim razem wyczerpała znamiona zarzucanego jej występku. Są jednak okoliczności łagodzące: objawy zniecierpliwienia przedłużającym się procesem wykupu lokalu, "usztywnienie" postawy oskarżonej wobec urzędów. Trzeba też docenić fakt, że zniecierpliwiona i usztywniona Pitera wpuściła inspektorów, gdy przybyli do niej po raz trzeci - 11 września 2002 r.
Co było dalej? PINB zobowiązał lokatorów strychu do wpłacenia 8 tys. zł na wykonanie dokumentacji inwentaryzacyjnej. Pitera nie zapłaciła i doczekała czasów, gdy władzę w Warszawie objął Kaczyński.
7 kwietnia 2003 r. wykonano nową ekspertyzę na koszt miasta.
Dziwna to ekspertyza. Osobno traktuje powierzchnię użytkową pomieszczeń na poddaszu i antresoli, ogółem 65,93 mkw., osobno zaś 16,11 m kw. "powierzchni ruchu", do której zaliczono przedpokój, hall, korytarzyk i schody. Każdy fachowiec z branży budowlanej doskonale wie, że wszystko to wchodzi w skład powierzchni użytkowej!
Kto tak zręcznie wymierzył Piterze jej stryszek? Rzeczoznawca Henryk Bieniowski, dyrektor Administracji Domów Komunalnych na Bródnie - podległy Kaczorowi.
"Nowe czasy":
Nastała bowiem nowa era w dziejach strychu - era Kaczora. Podobno sam pan prezydent obiecał, że ostatecznie rozwiąże problem mieszkaniowy Pitery. Po zerwaniu koalicji z Platformą głos niezależnej radnej jest potrzebny PiS-owi w Radzie Warszawy. Na Piterze wręcz wisi nowa koalicja PiS-LPR.
Nowa era zaczęła się od tego, że szefową wydziału lokalowego na Mokotowie została Aleksandra Różycka, która startowała w wyborach samorządowych pod szyldem komitetu Julii Pitery. Obie panie głosiły hasło: "Dość układów, posprzątajmy Warszawę". Rzeczniczka prezydenta miasta Anna Kamińska zapewnia, że nominacja Różyckiej nie ma wpływu na decyzje w sprawie Pitery.
W tym samym czasie wyleciała z pracy inna urzędniczka - Barbara Kalisiak, która naraziła się Piterze wymierzając jej strych na ponad 80 m kw.
O zgrozo, został na stanowisku wróg nr 1 - wiceburmistrz Mokotowa Wiktor Czechowski. Lecz może i on zostanie poświęcony na ołtarzu strychu, to jest koalicji.
"Święta wojna":
W ciągu 18 lat strychem Piterów zajmowały się: Urząd Dzielnicy Mokotów, burmistrz gminy Warszawa Centrum, prezydent i wiceprezydent Warszawy, NSA, starosta i wicestarosta powiatu warszawskiego, przewodniczący Rady Powiatu, powiatowy i wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego, policja, prokuratura, sąd cywilny i karny.
Jeśli mierzyć kwalifikacje polityka skutecznością, to Pitera jest beztalenciem politycznym: strychu do dziś nie wykupiła. Gorzej - stworzyła sytuację, w której wszyscy mogą jej zarzucać pazerność, prywatę i pieniactwo.
Meritum sporu to kilkanaście metrów kwadratowych różnicy w pomiarach. Dzielnica sprzedaje mieszkania z 80-procentową bonifikatą, więc "nadmetraż" kosztowałby 3-4 tys. zł. Ile waży taka kwota w budżecie domowym reżysera i radnej, od lat wielu pobierającej tłuste samorządowe diety?
Zdaniem naszych rozmówców, którzy znają Piterę, jej zajadłość w walce o swoje wynika z potrzeby zademonstrowania światu: JA MAM RACJĘ. Jest to potrzeba tak silna, że tłumi głos rozsądku.
"W zwierciadle strychu":
Strych Piterów, w którego historii, jak w krzywym zwierciadle, odbija się cała choroba warszawskich urzędów i partyjnych mediów, stał się dziś przytulnym, dwupoziomowym mieszkaniem. Czyż jednak w zwierciadle historii strychu nie odbija się sama Julia Pitera?
Kiedy już wybije jedenasta wieczór, Julia wspina się na swój strych. Zrzuca pantofle, siada wśród antycznych mebelków, na nowoczesnej, wygodnej kanapie z czarnej skóry. Jej wymarzony dom. Ładny i ciepły.
Zamontowała tu wspaniałe, nowoczesne ekrany grzejne. (...) Naprzeciwko Julii, w czarnym głębokim fotelu, zasiada Paweł. Dobrze, że jest nocnym zwierzęciem, przyzwyczajony do pracy w teatrze. Mają teraz przed snem pół godzinki na rozmowę, na to, żeby pobyć razem.
Nie mogliby sprzedać jednego z antycznych mebelków, żeby wreszcie uregulować rachunek za strych?
Nauki babci poszły w las. Albo jest się damą, albo przekupką.