Sam Radosław Sikorski osobiście informował Macieja Łopińskiego, że trzy osoby przeżyły. Rzecznik MSZ potwierdzał tę informację, podały ją największe agencje, potem została zdementowana. Ambasador Turowski w zeznaniach mówił, że tę informację przekazał ministrowi Sikorskiemu, a otrzymał ją od oficera Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który był na miejscu – mówił w Radiu ZET były prezydencki minister. Podstawowe pytanie w tej sprawie jest takie, co prokuratura zrobiła, żeby wyjaśnić ten wątek. Czy przesłuchała kogokolwiek na tę okoliczność? Czy próbowała dotrzeć do funkcjonariuszy rosyjskich służb? - pytał dalej polityk PiS.
Zapytany przez Monikę Olejnik co mogą o tej tezie sądzić dzieci ofiar, odparł: no pani redaktor, bądźmy poważni. Nikt nie twierdzi, że ktoś żyje. Odsyłam do ostatniego raportu, tam są te relacje: ambasadora Turowskiego, oficera BOR. To nie jest czcze gadanie, jakieś brednie. Wiarygodność tych twierdzeń powinna zostać zweryfikowana przez prokuraturę - zauważył.
Tomasz Nałęcz uważa jednak, że Macierewicz stosuje stare, sprawdzone metody. W postępowaniu posła Macierewicza jest metoda, którą historyk doskonale zna. Bierze się najbardziej fantastyczne informacje, do niczego nie pasujące i nawzajem sprzeczne, i się mnoży wątpliwości, żeby zasiać przekonanie, że tam się kryje jakaś tajemnica - mówił. I nawiązał do prowokacji w Gliwicach. Gdyby Antoni Macierewicz wyjaśniał przyczyny II Wojny Światowej to bardzo serio miałby pretensje do wszystkich, dlaczego nie potraktowano poważnie polskiego ataku na radiostację w Gliwicach. W końcu cały świat przez parę godzin cały świat żył atakiem na radiostację, znaleziono trupy polskich żołnierzy, zastrzelonych przez niemieckich obrońców. Dlaczego ten wątek nie jest podejmowany? - pytał ironicznie.