Szef sejmowej komisji służb specjalnych leży po wylewie w szpitalu MSW przy Wołoskiej. Jak pisze "Wprost" oficjalnie jego partyjni koledzy zapewniają, że czekają na jego powrót. Potem szeptem dodają, że lekarze zastanawiają się na razie, czy można go już odłączyć od respiratora podtrzymującego życie.

Reklama

Na razie cieszymy się, że otwiera prawe oko – cytuje tygodnik jego przyjaciela.

Mimo zapewnień o wsparciu klub Platformy cichaczem wycofał jednak Miodowicza z komisji służb specjalnych, wstawiając na jego miejsce posła Marcina Kierwińskiego. – Jakby sami już nie wierzyli, że wróci – mówi jeden z posłów.

Miodowicz miał 40 lat, gdy został potem szefem kontrwywiadu UOP. Odszedł razem z Milczanowskim, po wygranych przez Aleksandra Kwaśniewskiego wyborach prezydenckich w 1995 r. i szpiegowskiej aferze Olina. Wrócił w następnej dekadzie. Zostaje szefem komisji ds. Orlengate. To on ujawnia dokument Anny Jaruckiej, który pogrąża Włodzimierza Cimoszewicza. Gdy na jaw wychodzi, że dokument Jarucka sfałszowała, SLD ostro zaatakowała Miodowicza.

Gdy w 2007 r. PO triumfalnie wróciła do władzy, nie było dla niego żadnej propozycji. Został zesłany do komisji służb specjalnych, w której siedzi od kilkunastu lat. Został przewodniczącym i pełni tam funkcję sędziego i autorytetu.