Zdaniem przedstawiciela ugrupowania KORWiN Przemysława Wiplera, należy zlikwidować subwencje i zwroty za kampanię z budżetu. Cały system powinien natomiast zostać oparty na składkach, wpłacanych przez członków i sympatyków. Według polityka, konieczne jest również wprowadzenie pełnej jawności wydatków partii politycznych.
Podobnego zdania jak Wipler jest Stanisław Tyszka z komitetu Kukiz'15, który wskazywał, że środki pochodzące z państwowych dotacji i tak są przez partie marnotrawione. Zapewnił, że jeśli jego ugrupowanie dostanie się do Sejmu, to nie będzie brało pieniędzy z budżetu. Jak mówił, Kukiz'15 jest za dobrowolnym finansowaniem partii przez obywateli.
Z kolei Adrian Zandberg z Partii Razem uważa, że należy ograniczyć państwowe dotacje, ale nie likwidować ich całkowicie, bo taki krok doprowadziłby do powstania znacznych nierówności.
Wówczas partie ludzi bogatych będą miały dużo pieniędzy na kampanie wyborcze, a partie reprezentujące ludzi mniej zamożnych będą tych pieniędzy miały po prostu mniej - przestrzegał. Jak jednak dodał, dotacje powinny być niższe, bo ich obecny poziom jest "bezsensowny".
Joanna Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej przekonywała natomiast, że najważniejsze jest wprowadzenie pełnej przejrzystości wydatków ugrupowań politycznych - tak, by obywatel wchodząc na ich strony internetowe mógł się dowiedzieć, na co dokładnie spożytkowane zostały pieniądze z subwencji i zwrotów. Zaproponowała między innymi utworzenie rejestru umów, które zawierają partie i do którego każdy ma dostęp.
We wrześniowym referendum tylko nieco ponad 17 procent głosujących opowiedziało się za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu. Referendum, z powodu bardzo niskiej frekwencji, nie było wiążące.