W internecie krąży skan milicyjnego dokumentu o klauzuli "TAJNE SPECJALNEGO ZNACZENIA", jaki trafił w 1989 roku na biurko Naczelnika Wydziału III Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych. Jest to notatka ze sprawy "obywatela Pięty Stanisława".
"W odpowiedzi na Wasze pismo (...) dotyczące obywatela Pięta Stanisław informuję, że wyżej wymieniony (...) z samochodu zaparkowanego marki Fiat 126p (...) skradł portmonetkę wraz z zawartością 5500 złotych gotówki, dwie karty żywnościowe (...) oraz kartę paliwową" - możemy przeczytać w dokumencie. "Tego samego dnia na terenie Katowic zatrzymano Stanisława Piętę, który usiłować pozbyć się kart żywnościowych i karty paliwowej (...). Przesłuchany w charakterze podejrzanego Stanisław Pięta przyznał się do dokonania zarzucanego mu przestępstwa i wyjaśnił, że kradzieży z portfela z gotówką, kartami żywnościowymi i kartą paliwową dokonał w pobliżu dworca PKP w Gliwicach. Szkoda w całości została naprawiona i dlatego czyn ten uznano za wypadek mniejszej wagi".
Dalej następuje informacja, że prokurator, między innymi z uwagi na dotychczasową niekaralność obywatela Pięty, zdecydował się sprawę umorzyć.
Poseł Stanisław Pięta w poniedziałek na spotkaniu z młodzieżą w Bielsku-Białej potwierdził, że taka sprawa miała miejsce - podaje tvn24.pl. Co więcej, przyznał, iż włamywał się z kolegami do samochodów zaparkowanych przed komisariatami w różnych miastach. Jak tłumaczył, po to, by wykraść broń, którą czasem milicjanci wkładali pod siedzenia swoich aut. Na szczęście nie udało im się nigdy ukraść broni, bo wtedy kara byłaby znacznie surowsza. Ograniczali się więc do kradzieży portfeli.
Co ciekawe, parlamentarzysta przekonuje, że przestępstw dopuszczał się z pobudek... patriotycznych.
Założyliśmy grupę, której nie podobał się ówczesny ustrój. Może to było naiwne i niemądre, ale postanowiliśmy przygotować się do jakiegoś zbrojnego powstania - mówił na spotkaniu z młodzieżą Pięta. - Może nasza działalność nie była specjalnie szlachetna, może była i głupia. Ale nie była podyktowana niskimi pobudkami - tłumaczył się poseł Prawa i Sprawiedliwości. Jak twierdzi, za skradzione pieniądze kupowali piwo, za które od żołnierzy dostawali amunicję. A kradzieży zarzucanej mu w milicyjnej notatce - jak twierdzi - nie popełnił, tylko przyznał się do niej, by chronić prawdziwego sprawcę.
Nie mam nic do ukrycia - zapewnia Stanisław Pięta.