Jego modus operandi polegał na tym, że nie wystarczyło mu determinacji, czasu i cierpliwości, by naruszać procedury tak, by ich pozornie nie łamać, tylko robił to ostentacyjnie. Na zasadzie "wszystko mi wolno". To jego cecha osobowościowa - mówi w rozmowie z "Polityką" były współpracownik Antoniego Macierewicza i były członek władz PiS, Ludwik Dorn. Polityk przypomniał, że przeciw takim działaniom Macierewicza protestował choćby Lech Kaczyński, odcinał się też od niego - przynajmniej przez pewien czas - Jarosław Kaczyński. Po czym okazało się, że jednak zmienił zdanie - dodał.
Zapytany, dlaczego szef MON mógł - według informacji "Polityki" w latach 2006-2007 kopiować tajne dokumenty, czy sprawdzać kto figuruje w bazach danych wywiadu, Dorn tłumaczy, że może to odzwierciedlać pewien stan ducha. W rozumieniu pana Macierewicza III RP to taka struktura quasi-okupacyjna, w związku z tym nie sądzę, by miał jakiekolwiek poczucie lojalności wobec niej, jej instytucji i procedur oraz zasobów. W oczach własnych, obecnego obozu władzy, ale i części wyborców PiS, Macierewicz toczył i toczy wojnę hybrydową z siłami okupacyjnymi zakorzenionymi w instytucjach realnego państwa polskiego, w której wszystkie chwyty są dozwolone - ocenił. Dodaje, że w podobny sposób na Polskę po 2007 patrzy Jarosław Kaczyński.Obaj panowie, jeśli chodzi o kwestie mentalności i percepcji rzeczywistości, są sobie bliscy - zauważył.
Zapytany, czy Macierewicz zbudował sobie w ten sposób tak silną pozycję, że urwał się prezesowi wyjaśnia, że to nie jest prawda. Nie urwał się, tylko nadal wyrabia sobie pozycję - twierdzi. Zapewne jest tak - ale zaznaczam, że są to wyłącznie moje spekulacje - że od czasu do czasu Kaczyński upokarza Macierewicza - mówi. Tylko, że nie publicznie, a za zamkniętymi drzwiami. Patrzy tylko, jak on na to reaguje - jeśli przyjmuje z pokorą, znaczy, że jest w porządku - tłumaczy.
Dorn wyjaśnia też, dlaczego Macierewicz głośno wypowiada swe antyrosyjskie fobie. Proszę zauważyć, że w obozie władzy Macierewicz jest osamotniony. Nie ma nikogo, kto by takie słowa wypowiadał. Dostał po prostu koncesję na trzeciorzędną wojenkę, bo nie można tak po prostu stwierdzić, że nie ma zagrożenia ze strony rosyjskiej. Jakiś wariatuńcio się nam przyda, który takie teorie głosi, ale osamotniony - tłumaczy Dorn. Bo jak dostanie od tego niedźwiedzia, którego drażni, w twarz, to dostanie tylko on, a nie Jarosław Kaczyński czy cały obóz władzy - sugeruje.
Ludwika Dorna zapytano na koniec o to, czy na decyzjach szefa MON najbardziej skorzysta Rosja. Unikam zarzutów typu: ktoś "obiektywnie służy Rosji". Mogę sobie tak myśleć, ale nie mówię tego głośno, bo to niszczy debatę publiczną. Powiem tak: po kadencji Macierewicza polska armia będzie gorzej zorganizowana, słabsza, o mniejszych zdolnościach obronnych niż przed - podsumował.