To, co się stało, oczywiście jest niesłychanie naganne i cokolwiek ośmieszające - skomentował Dorn w TVN24.
Jego zdaniem, nie doszło jednak do naruszenia procedur na taką skalą, jak w przypadku katastrofy smoleńskiej czy samolotu CASA.
Według niego ws. powrotu delegacji rządowej z Londynu panowało "olewactwo" i "bałagan".
To wyglądało tak. Pewnie dziennikarze się żalili, że muszą czekać, ktoś się tam okazał dobre panisko: "no to zabieramy" - mówił Dorn i zaznaczył, że taka decyzja była sprzeczna z instrukcją HEAD. -
No i to przypominało trochę takie zebranie towarzyskie, po którym ludzie są napici, jest za mało taksówek i negocjujemy z taksówkarzem, czy zamiast czterech czy pięciu nie wziąłby ośmiu. I tak to niestety ośmieszająco wyglądało. I tak nie powinna działać ta biurokratyczno-urzędnicza obsługa Rady Ministrów, no i tyle - ocenił.
Jego zdaniem ktoś powinien ponieść odpowiedzialność w kwestii powrotu polskiej delegacji rządowej z Londynu.
KPRM mówi, że wszystko było w porządku, kiedy wiadomo, że nic nie było w porządku. KPRM to nie powinno być takie ciało czy zbiór osób, że w końcu przychodzi gajowy i ją goni. Zdaniem Dorna takim gajowym był... pilot Embraera.