5 grudnia 2016, 06:21
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Newspix
/
BOGDAN HRYWNIAK
Brazylijskie embraery 175 w biało-czerwonych barwach miały zastąpić po 10 kwietnia 2010 r. niewydolny i opisany za pomocą niejasnych procedur system transportu VIP-ów tupolewami i wysłużonymi jakami. Do niedawna wierzyłem, że on działa. Po hekatombie smoleńskiej chciałem w to wierzyć. Do ubiegłego poniedziałku, gdy na własne oczy przekonałem się, jak głęboko tkwi w nas tupolewizm.
Doktryna, w myśl której można podjąć nawet najbardziej absurdalną próbę załatwienia sprawy wagi państwowej bez przewidzenia potencjalnie tragicznych konsekwencji. Lewą ręką przez prawe ucho. Na zasadzie "jakoś to będzie". Choroba, która - jako jedna z przyczyn - doprowadziła do śmierci 96 najważniejszych osób w państwie na lotnisku Siewiernyj, dała znów o sobie znać w ubiegłym tygodniu. Podczas powrotu szefowej polskiego rządu Beaty Szydło z Londynu. Tym razem za sprawą determinacji kapitana odpowiedzialnego za rejs i brytyjskiej obsługi naziemnej się udało.
Reklama
Londyn. Ulica Portland Place w handlowej dzielnicy Marylebone. Ambasada RP. Godziny wczesnowieczorne. Dziennikarze, którzy towarzyszyli premier Szydło podczas brytyjsko-polskich konsultacji rządowych, wsiadają do busa, który zawiezie ich na oddalone o 50 km lotnisko w Luton. Słyszałem o dwóch wersjach powrotu do kraju. Pierwsza zakłada, że reporterzy odlecą wojskową casą, tą samą, którą tuż przed południem przylecieli do Londynu. Druga: będzie to rządowy embraer 175. Lot tym pierwszym trwa około czterech godzin, drugi jest krótszy o półtorej godziny. W terminalu okazuje się, że wygrał wariant numer dwa.
Odprawa. Zajmujemy miejsca na pokładzie. Po kilku minutach wchodzą przedstawiciele rządu. Szybko na jaw wychodzi prosta prawda: dwóch samolotów nie da się zapakować do jednego. Brakuje miejsc. Kilka osób stoi.
Reklama
Zaczynają się nerwowe negocjacje: kto leci, kto zostaje na casę, która wystartuje za sześć godzin. Pozbycie się nadbagażu w postaci osób stojących nie rozwiązuje problemu. Po krótkiej analizie okazuje się, że samolot nadal jest źle wyważony (większość siedzi z tyłu, z przodu jest salonka z mniejszą liczbą osób). Trzeba zwolnić jeszcze dwa tylne rzędy. W sumie osiem miejsc.
Jeden z ministrów korporacyjnym tonem namawia swoich współpracowników: Basiu, Wiesiu, Czesiu, Krzysiu (imiona zmienione), wysiądźcie. W odpowiedzi słyszy: Ale szefie, tylu godzin czekać nie dam rady. Mam problemy z kręgosłupem. W sumie kobieta musiałaby pozostać na lotnisku jeszcze 6 godzin i cztery godziny spędzić na pokładzie casy.
Stewardesy, zamiast przeprowadzić standardowe procedury bezpieczeństwa, nie ze swojej woli stają się stroną absurdalnej debaty. Michał Karnowski, publicysta tygodnika „wSieci”, nie wytrzymuje i ustępuje miejsca urzędniczce, która ma problemy z kręgosłupem. To jednak za mało, by wyważyć samolot. Polowanie na zbędne kilogramy trwa w najlepsze. Obsługa naziemna w Luton staje się coraz bardziej nerwowa. Nie zgodzi się na wylot źle wyważonego samolotu.
Na pokładzie zbyt ciężkiej maszyny mają się znaleźć: szefowa rządu Beata Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki, szef MON Antoni Macierewicz, szef MSZ Witold Waszczykowski, szef MSW Mariusz Błaszczak i jeden z najważniejszych oficerów w polskiej armii generał Marek Tomaszycki (VIP-ów jest zresztą znacznie więcej). Przedstawiciele najważniejszych resortów siłowych, premier i jej pierwszy zastępca w źle wyważonym samolocie, który ma zaraz wylecieć. Nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Nie wierzy też kapitan embraera. Zirytowany wychodzi z kabiny i informuje, że nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany. Nie ma jednak osoby, która mogłaby to zrobić. Ktoś podjął decyzję o połączeniu dwóch transportów w jeden, nikt jednak nie chce podjąć decyzji o ich rozłączeniu. Panuje przekonanie, że na pewno da się to wszystko jakoś ogarnąć.
W końcu, po kilkudziesięciu minutach negocjacji, samolot opuszcza grupa ochotników i tych, którzy zostali nakłonieni do wyjścia przez swoich szefów. Jeden z dziennikarzy relacjonuje ministrowi Waszczykowskiemu, o co chodzi w zamieszaniu. Pada określenie: to tupolewizm. Z niemal godzinnym opóźnieniem samolot, w końcu prawidłowo wyważony, odlatuje do Polski. Brytyjska obsługa naziemna oddycha z ulgą.
Właściwie nic się nie stało, wszystko skończyło się dobrze. Zostaje jednak kilka kluczowych pytań:
- Dlaczego na pokładzie tego samolotu znaleźli się jednocześnie: premier, wicepremier, szefowie MSZ, MON, MSW i dowódca operacyjny sił zbrojnych?
- Kto podjął decyzję o połączeniu pokładów?
- Jak obliczył, że dwa samoloty można zmieścić w jednym?
- Dlaczego nie było nikogo, kto mógłby jedną decyzją to wszystko odwrócić?
- Dlaczego pasażerowie najważniejszego w tym dniu samolotu państwa polskiego nie mieli przypisanych miejsc, numerowanych, jak w rejsowym samolocie? (Oznaczone miejsca mają nawet afgańskie linie Kam Air, którymi w przeszłości podróżowałem).
- Jak doszło do rozpisania listy pasażerów? I czy osoba ją rozpisująca znała zasady wyważenia rządowego embraera?
- Dlaczego pilota sprowokowano do zainterweniowania w tej absurdalnej sprawie? (Choć może to i lepiej, bo wykazał się rozsądkiem, za który powinien dostać państwowe odznaczenie).
- Na jakiej zasadzie wyproszono z maszyny osoby pracujące dla rządu, które embraerem przyleciały do Londynu?
Na koniec jeszcze jedno. Pani premier, czterdziestomilionowy naród nie zasługuje na to, by jego liderzy podróżowali w takich warunkach. Sam do dziś nie przepracowałem traumy 10 kwietnia. Jednego jednak jestem pewien: po raz drugi nie byłbym w stanie wyjaśnić swoim synom, dlaczego przez Warszawę, zadrzewioną ulicą Żwirki i Wigury, która kojarzy im się z wylotami na wakacje, suną dziesiątki trumien zawinięte w biało-czerwone flagi.
Dziękuję redaktorze, doskonały art obrazujący clue tego rządu - bajzel i brak odpowiedzialności
644
151
pokażodpowiedzi (10)
Bolesław Grabowski
2016-12-04 22:25:25
Następny specjalista od pancernej brzozy i pijanych pilotów !!!!! Dla kogo Panie Zbyszku Pan pracuje że tyle w Pana wypowiedzi jadu i krętactwa......
510
397
pokażodpowiedzi (13)
niemanicka
2016-12-05 07:14:54
Cześć trolle pisowskie! Boli waszych szefów, co? Nerwowe oczekiwanie na rozkazy, co? A nie umiecie sobie znaleźć jakiejś przyzwoitej pracy? Tylko wypisywanie bredni po 1,50 od wPiSu? No, minusujcie sobie, minusujcie.
423
210
pokażodpowiedzi (6)
Tympanon
2016-12-05 07:36:37
Jakie to wolskie... Procedury są przydatne tylko do znajdowania pretekstu do zemsty na nie naszych. Naszych nie dotyczą, nikt nawet o nich nie pomyśli. Dobrze że nie było komu zameldować o gotowości samolotu do wylotu... Zmieścisz się
391
100
pokażodpowiedzi (5)
xyz
2016-12-05 08:44:55
Zero szacunku do procedur i przepisów. To dlatego w Polsce nigdy nie będzie elektrowni atomowej i nowych technologii. Bo kto oszalałej małpie da brzytwę? Że takie prymitywy i nieuki rządzą tym krajem to wstyd.
389
125
pokażodpowiedzi (4)
Porek
2016-12-05 07:19:45
Za to jesteśmy mistrzami w organizacji kolejnych, zatraceńczych lotów smoleńskich.
315
68
pokażodpowiedzi (1)
Jarosłąw Wszechmogacy
2016-12-05 08:59:26
Dom wariatów to mało powiedziane. Misiewicze robili listy do Smoleńska (wszyscy generałowie polecieli razem ze swoim szefem, który ich zaprosił I ŻADEN NIE ODMÓWIŁ) Misiewicze robią dalej swoje listy i nikt Beci też nie odmawia . BRAWO DOBRA ZMIANA
310
98
pokażodpowiedzi (1)
Pytający
2016-12-05 08:29:10
Dziękuję Panie Redaktorze. Cieszę się, że ktoś wreszcie zadał to pytanie: "Kto jest odpowiedzialny za transport najważniejszych głów w państwie?" Nie znam przepisów w tym zakresie, ale czy nie jest to przypadkiem szef BOR?
178
38
pokażodpowiedzi (1)
Zenek
2016-12-05 06:49:32
Arystokracja dziennikarska, czekać 6 godzin na samolot nie może.
Polataj ze zwykłymi ludźmi to zobaczysz jaki miód.
Komentarze(176)
Pokaż: