Według szefa resortu środowiska, gminy w wielu przypadkach "przerzuciły" na prywatnych właścicieli gruntów odpowiedzialność za utrzymywanie terenów zielonych.
Mnóstwo lasów oraz terenów zielonych zostało zabudowanych przez miasta, przez co osiągnęły one konkretne korzyści finansowe. Z kolei prywatni właściciele, jeśli mają na swoim terenie drzewa, to muszą niejako bezpłatnie świadczyć usługi dla tych, którzy ich nie mają, mimo że je posadzili i wyhodowali. Obecny system kontroli polega de facto na donosicielstwie, bo samorządy nie wiedzą, ile mają drzew. Polega to na tym, że ktoś informuje urzędników o usunięciu drzewa, następnie oni przyjeżdżają i nakładają karę - powiedział.
Minister ocenił, że samorządy powinny rekompensować prywatnym właścicielom gruntów to, że utrzymują oni na swoim terenie tereny zielone. - Jeżeli na swoim gruncie mamy cenne z punktu widzenia społeczności lokalnej drzewa, chodzi o wartości przyrodnicze czy krajobrazowe, to gmina powinna rekompensować takim właścicielom to, że nie mogą oni w pełni korzystać ze swojej nieruchomości. Mogłoby to być np. obniżenie podatku gruntowego, który by rósł do "normalnej stawki" przy wycięciu drzew - wyjaśnił.
Od początku roku obowiązują zliberalizowane przepisy dotyczące wycinki drzew na prywatnych gruntach. Zgodnie z nimi właściciel nieruchomości może bez zezwolenia wyciąć drzewo na swojej działce, bez względu na jego obwód, jeśli nie jest to związane z działalnością gospodarczą. Przepisy te wzbudziły jednak społeczne protesty.
Minister zwrócił uwagę, że to co się wydarzyło po Nowym Roku wykazało przede wszystkim braki w planowaniu przestrzennym w gminach. - Poselska nowelizacja ustawy o ochronie przyrody, która zaczęła obowiązywać od 1 stycznia, była wspierana przeze mnie całym sercem, bo przywracała właścicielom gruntów prawo do zarządzania nimi wedle swojego uznania. To co zaistniało po 1 stycznia pokazało dobitnie, że gminy nie mają planów zagospodarowania przestrzennego, które nakładałyby obowiązek na miasta dbania o tereny zielone. To obowiązkiem miast, a nie prywatnych właścicieli jest finansowanie, utrzymywanie terenów zielonych - powiedział.
Przypomniał, że niedawno Najwyższa Izba Kontroli informowała, że plany zagospodarowania przestrzennego obejmują tylko ok. 30 proc. powierzchni kraju.
W czwartek Sejm poparł senackie poprawki do noweli dotyczącej wycinki na prywatnych gruntach. W kwietniu posłowie zdecydowali, by przepisy zmienić tak, aby planowaną wycinkę zgłaszać organom gminnym. Urzędnik będzie miał dokonać oględzin w ciągu 21 dni. Jeżeli gmina nie wyrazi sprzeciwu, tzw. milcząca zgoda, to właściciel będzie mógł ją przeprowadzić. Gminy mają też dostać nowe narzędzie, które pozwoli im wyrazić sprzeciw do wycinki, jeśli drzewo będzie cenne przyrodniczo. Kryteria, na podstawie których urzędnik będzie mógł wydać taki zakaz, mają zostać określone w rozporządzeniu ministra środowiska.
Nowe przepisy przywrócą też konieczność uzgodnienia z regionalnym dyrektorem ochrony środowiska zezwolenia na usunięcie drzew w pasie przydrożnym. Wyjątek stanowić będą niektóre gatunki topoli.
Nowe prawo zakłada, że jeśli przed upływem pięciu lat od dokonania oględzin przez urzędnika gminnego właściciel wystąpi o pozwolenie na budowę związaną z prowadzeniem działalności gospodarczej i będzie ona realizowana na części nieruchomości, gdzie rosły usunięte drzewa, będzie musiał uiścić opłatę za wycinkę tych drzew.