Mularczyk odpowiadając na pytania w radiu RMF FM zaznaczył, że "dzisiaj trwają prace nad raportem o stratach wojennych".
- Mogę tylko powiedzieć, że raport, który powstał po wojnie, w 1947 roku, szacował nasze straty na prawie 50 mln ówczesnych dolarów. Jeśli dzisiaj tę kwotę byśmy tylko zwaloryzowali, to byłoby to prawie 850 mld dolarów - powiedział. Jak jednak dodał, to straty wynikające ze starego raportu, a dzisiaj należy "przyjąć nowe metody liczenia". - Nie chciałbym dzisiaj rzucać kwot, bo to duża odpowiedzialność - podkreślił.
Zapytany, czy dyskusja z Niemcami na ten temat ma sens, odparł, że "Niemcy od ponad 70 lat przyjęli taktykę chowania głowy w piasek - przesuwania, przedawniania, milczenia, odsuwania tematu". Mularczyk wyraził opinię, że gdyby nie II wojna światowa, dzisiaj Polska "gospodarczo i demograficznie byłaby na poziomie Francji albo Niemiec". - My przez lata musieliśmy odbudowywać kraj ze zniszczeń. Inne kraje Europy Zachodniej nie miały takiego problemu - dodał.
Na przypomnienie, że w 1953 roku ówczesny rząd Bolesława Bieruta zrzekł się reparacji wojennych dla Polski, Mularczyk stwierdził, że to "fałszywa narracja". - Oświadczenie z 1953 roku to nie jest żaden dokument; to dokument, którego nikt nie widział - powiedział. - Nie ma takiego dokumentu podpisanego przez Radę Ministrów - dodał poseł PiS.
Parlamentarny zespół ds. oszacowania wysokości odszkodowań należnych Polsce od Niemiec za szkody wyrządzone w trakcie II wojny światowej, powołano pod koniec września 2017 r. z inicjatywy PiS.
Zgodnie z opinią Biura Analiz Sejmowych - o którą wnioskował Mularczyk - zasadne jest twierdzenie, że Rzeczpospolitej Polskiej przysługują wobec Republiki Federalnej Niemiec roszczenia odszkodowawcze, a twierdzenie, że roszczenia te wygasły lub uległy przedawnieniu jest nieuzasadnione. Z opinii zespołu naukowców Bundestagu wynika zaś, że polskie roszczenia są bezzasadne.