- Jest dla nas rzeczą oczywistą, że ta sprawa nie powinna być umorzona. Nie może być zgody, aby prokuratura zamiatała takie sprawy pod dywan- oświadczył poseł PO Marcin Kierwiński. - Jest dla nas rzeczą oczywistą, że ta sprawa nie powinna być umorzona. Takie zawiadomienie do prokuratury złożymy - zapowiedział.
Według posła PO, "gdy mamy do czynienia z ewidentnym łamaniem prawa przez ludzi PiS, to prokuratura nie działa". - Prokuratura okazuje się być ślepa, głucha, okazuje się nie widzieć oczywistych dowodów. A w tej sprawie dowody są oczywiste - stwierdził.
- Ponieważ sprawa dotyczy PiS, prokuratura nie robi nic. A można powiedzieć, że robi wszystko, aby sprawa zakończyła się bez postawienia zarzutów bez wyciągnięcia oczywistych konsekwencji wobec osób łamiących prawo - dodał Kierwiński.
Z kolei Cezary Tomczyk (PO) zapowiedział skierowanie do prokuratury zawiadomienia ws. kierowcy Macierewicza. - Jest to człowiek, który spowodował karambol na jednej z polskich dróg. Dopiero 12 dni po wypadku dostał uprawnienia, dzięki którym mógł poruszać się tym pojazdem. Koniec z zamiataniem spraw pod dywan - oświadczył Tomczyk.
Natomiast poseł PO Krzysztof Brejza ocenił, że "w państwie PiS można odjechać z miejsca wypadku razem z kierowcą". - A prokuratura w państwie PiS i tak zrobi co ma zrobić, czyli nie doszuka się niczego wbrew wyraźnemu złamaniu prawa. Na to nie ma naszej zgody jako PO. Będziemy w tej sprawie interweniować - zaznaczył Brejza.
- To jest kasta ludzi wyjętych spod prawa. To jest traktowanie dróg jak "PiS-pasów", gdzie władza może nie stosować się do przepisów ruchu drogowego - oświadczył Brejza.
Kierowca Macierewicza w chwili wypadku nie miał uprawnień. Ale śledztwo umorzono
Kierowca Antoniego Macierewicza, byłego szefa MON, w dniu wypadku pod Toruniem w styczniu 2017 r. nie miał uprawnień do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi. Mimo to prokuratura umorzyła w tej sprawie śledztwo - poinformował w piątek rano Onet.
Już ponad dwa lata minęły od wypadku w Lubiczu Dolnym pod Toruniem. W jednym z dwóch pojazdów Żandarmerii Wojskowej, które brały udział w karambolu, był ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz.
Jego samochód ostro zahamował na światłach. W efekcie wjechało w niego BMW kierowane przez żołnierza Żandarmerii Wojskowej, a auto z Macierewicze uderzyło w inne pojazdy.
Antoni Macierewicz wyszedł z wypadku bez szwanku i innym autem pojechał na galę tygodnika "wSieci". Trzy inne osoby zostały ranne. Zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał starszy kapral Grzegorz G., kierowca jednego z samochodów kolumny ministra - przypomina Onet.pl.
Portal podkreśla, że prokuratura badała w osobnym postępowaniu kwestię osobistego kierowcy Antoniego Macierewicza i jego braku uprawnień do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi. Śledztwo zostało jednak kilka miesięcy temu umorzone.
Onet.pl poznał szczegóły tej decyzji: zdaniem prokuratury limuzyna Macierewicza w chwili zdarzenia nie była pojazdem uprzywilejowanym, bo nie miała włączonych sygnałów świetlnych i dźwiękowych.
"Samo dysponowanie przez Kazimierza Bartosika (kierowca byłego szefa MON - red.) samochodem wyposażonym w sygnały świetle i dźwiękowe nie świadczy o używaniu w charakterze pojazdu uprzywilejowanego" - czytamy w uzasadnieniu.
Ale to nie koniec niejasności. Okazuje się bowiem, że Bartosik w dniu wypadku nie miał aktualnych badań lekarskich.
Komplet uprawień dostał od Służby Kontrwywiadu Wojskowego dopiero kilkanaście dni po wypadku - informuje Onet.pl.