Bączek mówił dziś rano - przed przesłuchaniem w prokuraturze - że nie miał w domu żadnych tajnych akt. I wydawało się, że mówił prawdę, bowiem nie dostał zarzutów, a śledczy potem ujawnili, że zeznawał tylko jako świadek.
Ale dokumenty jednak u Bączka znaleziono.
Wśród zarekwirowanych przez ABW materiałów są kopie dokumentów ze śladami usuwania tzw. gryfów tajności. To specjalne oznaczenia każdej strony typu: "tajne", "poufne" czy "zastrzeżone", a także pieczątki i podpisy autorów tych stron.
Dlatego przed prokuratorami teraz dużo pracy, by porównać te kopie z oryginałami i ustalić, które z nich są rzeczywiście tajne.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się także, że prokuratorzy chcą wezwać kolejnych członków komisji weryfikacyjnej WSI, w tym Antoniego Macierewicza. Przesłuchania mają dotyczyć śledztwa w sprawie domniemanych nieprawidłowości w działaniu komisji weryfikacyjnej WSI.
Kiedy mają być wezwani członkowie komisji, śledczy jeszcze nie ustalili.
"Wspaniale" - komentuje dziennikowi.pl Macierewicz i dodaje: "Nie mam nic do ukrycia, jestem do dyspozycji prokuratury, jeśli tylko uzna, że moje informacje są użyteczne w tej sprawie".
Prokuratura postawiła już zarzuty dwóm osobom, u których agenci ABW prowadzili wczoraj rewizję. Chodzi o byłego oficera specsłużb PRL, Aleksandra Lichockiego i dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego.
Śledczy zarzucają im płatną protekcję - mieli proponować m.in. za pieniądze usuwanie nazwisk z tajnego aneksu do raportu z weryfikacji wojskowych specsłużb.