Ludowcy będą postulowali zwiększenie swojego udziału w "odpowiedzialności w rządzie". Jak zauważa tygodnik "Newsweek", ta elegancka formuła kryje proste żądanie - więcej stanowisk i to na najwyższym szczeblu. Liczą, że do czasu zapowiadanej sierpniowej rekonstrukcji rządu, przekonają do swoich racji premiera.

Reklama

Politykom Polskiego Stronnictwa Ludowego najbardziej zależy na zwiększeniu wpływów w resorcie środowiska, stanowiącym tradycyjny bastion tej partii, a także w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, gdzie dzielone są wielomilionowe dotacje z Unii Europejskiej dla samorządów.

Ale na tym nie koniec. Koalicjanci liczą też na kierownicze stanowiska w resorcie infrastruktury, i transportu. "Skoro przedstawiciele Platformy nie dają sobie rady, a premier Tusk nie jest z nich zadowolony, to powinien sięgnąć po naszych fachowców" - zauważa poseł PSL Eugeniusz Kłopotek. "Mamy doskonałego kandydata na ministra infrastruktury, Janusza Piechocińskiego" - dodaje.

"Nie mamy wpływu na to, co się dzieje w resortach należących do Platformy. O projektach ustaw dowiadujemy się z mediów. Jak tak dalej będzie, podzielimy los LPR i Samoobrony" - mówi "Newsweekowi" partyjny kolega Kłopotka. Ludowcy są pełni obaw, bo w ostatnich sondażach notowania ludowców spadły poniżej progu wyborczego.

Rozmowy o stanowiska nie będą łatwe. Zbigniew Chlebowski, szef klubu parlamentarnego PO, twardo zapowiada: "Nie widzimy potrzeby, by zmieniać ustalenia dotyczące podziału resortów między PO i PSL. Nie ma też wakatów na stanowiskach sekretarzy stanu. Przynajmniej na razie" - zauważa.

A sami ludowcy zaprzeczają rewelacjom "Newsweeka". "Media wyraźnie nie mogą się doczekać sensacji więc wymyślają ją same" - komentuje na blogu w portalu Onet.pl, Waldemar Pawlak.