Szczerze współczuję rodzicom. To źle, jeśli człowiek traci życie, a tym bardziej młody człowiek – powiedział Łukaszenka podczas wywiadu z białoruskimi i zagranicznymi mediami. Słowa te przytoczył zbliżony do Łukaszenki kanał Telegramu „Puł Pierwogo”.

Reklama

Łukaszenka oświadczył, że interesował się przebiegiem śledztwa i uprzedził Komitet Śledczy, że "ten problem będzie się rozkręcać”.

A dziś rano, ponieważ wszyscy zaczęli po raz kolejny oskarżać milicję, zadzwoniłem do prokuratora generalnego (Alaksandra) Szwieda i powiedziałem: weźcie tę sprawę pod ściślejszą kontrolę, żeby potem nie było, że milicja i Komitet Śledczy sami prowadzili śledztwo – zaznaczył.

Według naocznych świadków, Bandarenka podszedł w środę do zamaskowanych mężczyzn, którzy zaczęli zdejmować biało-czerwono-białe flagi używane przez środowiska opozycyjne. Kiedy Bandarenka coś do nich powiedział, został mocno popchnięty przez jednego z nich, a potem biło go już dwóch mężczyzn. W końcu wsadzono go do mikrobusa i zawieziono na komisariat. Półtorej godziny później karetka pogotowia zabrała go do szpitala. Gdy trafił na salę operacyjną, był już nieprzytomny. Mimo kilkugodzinnej operacji jego stan się nie poprawił i wieczorem w czwartek zmarł.

Reklama

Komitet Śledczy powiadomił w piątek, że według ustaleń śledztwa w środę milicja otrzymała zgłoszenie, że w Mińsku doszło do bijatyki między "agresywnie nastawionym mieszkańcami wieszającymi wstęgi” a osobami, które je zdejmowały. "Przybyli na miejsce funkcjonariusze milicji znaleźli mężczyznę z obrażeniami ciała i oznakami odurzenia alkoholem” – twierdzi Komitet. Mężczyzna został przewieziony na komisariat w celu – jak podał Komitet – wyjaśnienia okoliczności zdarzenia, ale "w związku z pogorszeniem się jego stanu zdrowia wezwano do niego karetkę” i mimo udzielenia mu pomocy medycznej zmarł.

W odpowiedzi na komunikat Komitetu lekarze pogotowia ratunkowego opublikowali na kanale Telegramu "Białe Chałaty" kartę wypisową Bandarenki, w której napisano, że miał "0 proc. alkoholu we krwi".

Reklama

Sprawa ta wywołała falę spontanicznych akcji solidarności z młodym człowiekiem w wielu miastach Białorusi. Tworzono żywe łańcuchy, składano kwiaty i zapalano znicze pod jego zdjęciami. Doszło do zatrzymań.

Łukaszenka odniósł się w piątek również do kwestii młodych ludzi skreślanych z listy studentów za udział w akcjach protestacyjnych. Jak powiedział, polecił opracowanie mechanizmu przywracania ich na studia "pod gwarancje”.

Trzeba kiedyś wrócić do tej sprawy i przyjrzeć się tym skreślonym. Mam w tym praktykę: pod gwarancje – oświadczył.

Jak powiedział, na uczelniach zostaną powołane komisje, w skład których wejdą przedstawiciele uczelni, w tym studentów, i "upoważnieni pełnomocnicy, których mam na wyższych uczelniach”. Zbiorą się i rozpatrzą te wszystkie oświadczenia. Trzeba przecież na nie odpowiedzieć. Rodzice piszą, wielu studentów pisze – oświadczył.

Według niego zostało wyrzuconych około 300 osób, a niektórzy "to w ogóle zdolni ludzie”. Pomyślałem: stracimy ich. Komu oni są potrzebni? No pojadą do tej Polski i niech tam pracują. Ale oni nie są tam potrzebni – oznajmił.

I dodał: Są możliwe różne metody, nie potrzeba nam draki w społeczeństwie.