Mamy grę Alaksandra Łukaszenki. Wiadomo, że to on stoi za tymi wydarzeniami i wzorem prezydenta Turcji testuje wschodnią granicę UE. Posługuje się przy tym - tak jak Recip Erdogan - szantażem. To typowa prowokacja - mówił na antenie TOK FM były premier, Leszek Miller. Jak dodał, sytuację też stara się wykorzystać PiS. To gra partii rządzącej na potrzeby wewnętrzne. Do elektoratu płyną obrazki: nikt się nie prześlizgnie przez granicę, my ją obronimy - stwierdził polityk.
Jego bowiem zdaniem, rządzący podzielili uchodźców na dwie grupy. Ci pierwsi przylecieli do nas samolotami z Afganistanu, bo można ich przedstawić jako wkład Polski w pomoc humanitarną. A ci drudzy są na granicy i zagrażają Polsce. To wszystko dzieje się tylko i wyłącznie na użytek polityki wewnętrznej - ocenił. Dlatego radził, by władze zaczęły przestrzegać prawa i współpracowały z Brukselą.
Jeśli ktoś pojawia się w naszym kraju i prosi o pomoc, bo u niego grozi mu śmierć, to trzeba rozpocząć odpowiednią procedurę. Natomiast nie można przekraczać naszej wschodniej granicy, czyli granicy UE, w każdym miejscu. Prawo wyraźnie mówi, że przepływ migrantów powinien odbywać się w wyznaczonych punktach. I tak to powinno być zorganizowane. Te działania powinny być bardziej skoordynowane z Unią Europejską - zauważył.
Miller krytykuje Straż Graniczną
Były premier skrytykował też działania pograniczników. W artykule 9 ustawy jest zapis, który nakazuje im, by w toku czynności dbali o godność i prawa człowieka. Jak patrzę na to, co się tam dzieje, to ten przepis jest łamany. Odmawianie pomocy, dostępu do wody, lekarza, prawa do intymności kobiet, to jest naruszanie godności tych osób - powiedział w TOK FM. Do tego, jak dodał, tak naprawdę, nie wiadomo, kto pilnuje porządku na granicy. To osoby umundurowane, zamaskowane, bez dystynkcji, bez nazwisk na mundurach, na ich autach nie ma rejestracji. Czy to jest straż graniczna, wojsko czy straż narodowa Bąkiewicza, czyli ludzie opłacani przez PiS? - zastanawiał się polityk.