Ograniczenie do sześćdziesiątki, a limuzyna Biura Ochrony Rządu z Bronisławem Komorowskim pędzi z prędkością 140 km/h. Kierowca lawiruje między samochodami, zmienia pas na linii ciągłej. Taki film pokazali dziennikarze programu TVN "Teraz My".

Reklama

>>>Komorowski: Nie wiedziałem, jak szybko jadę

Jednak ani marszałek Sejmu, ani jego koledzy z rządu, nie widzą problemu. "Spieszył się" - bagatelizuje sprawę wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna. "Mam świadomość, że dziennikarze też jechali z taką prędkością" - dodaje minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. "Czym innym jest jazda samochodem z kierowcą BOR, który jest uczony szybkiej jazdy i ucieczki z miejsca zagrożenia. Ale to go nie usprawiedliwia" - mówi Ćwiąkalski w TVN24.

Smaczku sprawie dodaje fakt, że Bronisław Komorowski spieszył się na spotkanie opłatkowe Platformy Obywatelskiej. Tłumaczył się potem, że nie patrzył na prędkościomierz i nie wiedział, że jego kierowca łamie przepisy ruchu drogowego. "Wiem jednak, że do tej pory wiarygodnym i obiektywnym pomiarem był pomiar policyjny, a nie dziennikarski. Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem" - bagatelizował marszałek Komorowski.

"Powinien być walcowany jak ja" - oburzał się poseł PiS Jacek Kurski, którego zatrzymała policja po tym, jak "podłączył się" do konwoju Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

>>>Kurski pędził za CBA - zobacz rekonstrukcję

Marszałek Komorowski zapewnił, że nie będzie chował się za immunitetem poselskim. Na pewno zdaje sobie sprawę, że mandat grozi jedynie szoferowi, a nie pasażerowi. "Kierowca BOR odpowiada na takich samych zasadach, jak inni kierowcy" - mówi minister Ćwiąkalski.