Duża, oficjalna impreza. Wielu gości, liczne VIP-y, zajmujący z góry wyznaczone miejsca w pierwszych rzędach. Wyczytywanie ich nazwisk w czasie powitania zajmuje prowadzącemu kilkanaście minut. Gdy VIP usłyszy swoje nazwisko kulturalnie wstaje i kłania się w stronę innych gości. Jak to przy dużych imprezach, panuje gwar, szum, jest trochę zamieszania.

Reklama

Nie zawsze można dostrzec, czy wymieniony VIP rzeczywiście jest obecny, czy tylko przez salę przemknęło jego nazwisko. Po oficjałce zaczyna się impreza, jednym z jej punktów jest występ szansonistki. Nagle w okolicach pierwszych rządów pojawia się spóźniony minister, zresztą przywitany oficjalnie kilka minut wcześniej i próbuje znaleźć miejsce do siedzenia. Tyle, że wszystkie są zajęte. Konsternacja. Minister kręci się w tę i we w tę nie za bardzo wie jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Co robić? Co robić? Przecież nie będzie stał na środku, na oczach całej sali, przesłaniając wrażenia wizualne z występu piosenkarki. Na szczęście na ratunek ministrowi rzuca się hostessa, która sprawnie "oczyszcza" trzeci rząd z mniej ważnego gościa i sadza na zwolnionym miejscu naszego spóźniocha.

Niby mała rzecz, niewielki incydent, ale nasz minister miał nietęgą minę. Zapewne będzie to dla niego nauczka, że spóźnianie nie zawsze popłaca, a jeśli nawet jest przywilejem, to trzeba umieć z niego korzystać.