Jego największa wpadka, to ogłoszenie, że Barack Obama zapewnił osobiście Lecha Kaczyńskiego o tym, że tarcza antyrakietowa będzie budowana w Polsce. Obama miał powiedzieć, że "chciałby rozwiać wszelkie wątpliwości i że jego administracja będzie kontynuowała ten program, nie przewiduje jakichś istotnych zmian w tym zakresie, zarówno będą pieniądze na to, jak i środki techniczne". Potem sam musiał te słowa wyprostować.
Przekonywał, że prezydent zaprosił premiera na konsultacje przed szczytem w Brukseli. Później się z tego wycofał.
Innym razem zarzekał się, że w marcu 2007 r. na szczycie Unii Europejskiej prezydent protestował przeciwko paktowi klimatycznemu. W późniejszym wywiadzie prezydent sam przyznał, że ustąpił na rzecz Niemiec i Angeli Merkel.
Powiedział, że Kancelaria Prezydenta nie była poinformowana o tym, że w zaplanowanym terminie Rady Gabinetowej premier będzie w Chinach. Okazało się, że kancelaria Tuska wysłała Kownackiemu pismo w tej sprawie.
Przekonywał też, że samolot rządowy, którym premier poleci na szczyt do Brukseli, wróci po prezydenta. Z kolei takich ustaleń między kancelarią Tuska i Kaczyńskiego nie było.
>>> Kownacki powiedział za dużo. Idzie na urlop
Niektóre jego wypowiedzi ocierały się o międzynarodowe skandale. Sugerował, że po przyjeździe prezydenta na unijny szczyt wyproszono z sali ministrów spraw zagranicznych i finansów. Później przyznał, że ministrowie sami przez grzeczność wyszli z sali i nikt ich nie wypraszał.
Niejednokrotnie w niezręcznej sytuacji stawiał też swojego szefa. W październiku ubiegłego roku stwierdził, że Lech Kaczyński będzie startował w wyborach w 2010 roku. Tę informację dementował sam prezydent.
Kilka dni temu w rozmowie z "Dziennikiem" zarzucił Lechowi Kaczyńskiemu, że jest zbyt prostolinijny oraz że działa chaotycznie.