We wtorek Dominika Chorosińska, nowa minister kultury w rządzie Mateusza Morawieckiego, pojawiła się na posiedzeniu Sejmu. Zdecydowała się zająć miejsce obok premiera, który w tamtym momencie skupił się na swoim telefonie. Gdy usiadła obok , Mateusz Morawiecki podniósł głowę, dostrzegł Chorosińską i zaczął coś mówić do rzecznika rządu, Piotra Müllera, który stał obok. Po krótkiej wymianie zdań była aktorka przeniosła się do drugiego rzędu.

Reklama

Nagranie szybko stało się hitem Internetu. Jednocześnie pojawiło się wiele zarzutów pod adresem premiera, że zachował się nieodpowiednio i takim zachowaniem znieważył jedną ze swoich kluczowych współpracownic.

Politolog: Nie ma potrzeby szukać w tym zdarzeniu sensacji

- Nie nadinterpretowywałbym tej sytuacji. Wydaje mi się, że jedyną kwestią wartą dyskusji jest aspekt savoir-vivre. Osoba zaangażowana w politykę zdaje sobie sprawę, że w miejscach publicznych zawsze istnieje ryzyko nagrania. Celowe dopuszczenie do takiej sytuacji byłoby poważnym błędem wizerunkowym. Moim zdaniem należy to rozważać jedynie pod kątem etykiety, bez konieczności przypisywania głębokiego znaczenia. Doszło do pewnej niezręczności, ale nie sądzę, żeby była ona celowa – powiedział dla Dziennik.pl - politolog SWPS dr Mateusz Zaremba.

Eksepert dodał, że zazwyczaj obok Mateusza Morawieckiego zasiadał wicepremier, "jednak miejsca te są rotacyjne, co oznacza, że politycy zmieniają się, aby się naradzić, porozmawiać". - Ministrowie często wymieniają się miejscami. Być może ktoś był umówiony, że będzie tam zasiadał lub rozmawiał z premierem. Być może Morawiecki chciał, aby miejsce obok było przeznaczone dla wicepremiera lub ministra finansów. Nie ma potrzeby szukać w tym zdarzeniu sensacji – podsumował.