Nie milkną echa po decyzji Szef MSZ Radosława Sikorskiego o odwołaniu ponad 50 ambasadorów.
Te decyzję ocenił w "Polsat News" szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek.
Jeśli potwierdzą się te informacje o odwołaniu ambasadorów, to będą złe informacje. Oznaczałoby to, że symbolicznie dzień po tym, jak prezydent i premier pokazują współpracę właśnie w sprawach bezpieczeństwa i w sprawach międzynarodowych, premier Donald Tusk zamierza jednostronnie pokazywać zupełnie coś innego, czyli całkowity brak współpracy - stwierdził.
Do tej sytuacji w rozmowie z Wirtualną Polską odniósł się Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Armenii i Łotwie.
"PiS zanegocjował się na śmierć"
To próba uporządkowania sytuacji. Minister chciał załatwić to w formule pakietowej, żeby nie tworzyć problemu nieustannych negocjacji z Kancelarią Prezydenta. Paradoksalnie sam PiS zanegocjował się na śmierć - ocenił.
Według byłego ambasadora decyzja MSZ jest logiczna.
Po pierwsze w zmienionej, bardzo złej ustawie o służbie zagranicznej zapisano, że ambasadorowie są przedstawicielami rządu. Można powiedzieć, że procedura stosowana w ostatnich latach była procedurą, która preferowała osoby niekoniecznie najbardziej kompetentne na te stanowiska - tłumaczy.
"Ambasadorowie byli polityczni"
Po drugie, przy tym poziomie polaryzacji politycznej w Polsce, powoływani byli ambasadorowie bardzo polityczni, którzy nie dają ani gwarancji, ani fachowości, ani sprawności działania - twierdzi Nowakowski.
Nowakowski tłumaczy, że "rotacja powinna nastąpić a nie nastąpiła za czasów PiS".
Pomiędzy szefem MSZ, premierem i prezydentem toczyły się przepychanki, kogo wysłać. Było to ściśle związane z tym, że wysyłano osoby związane z określonym kluczem politycznym. Tak w żadnym kraju nie powinna wyglądać dyplomacja- wyjaśnia.
Według Nowakowskiego, "nazbierało się całe mnóstwo rzeczy, które należy uporządkować". Mam wrażenie, że minister Sikorski postanowił to zrobić jednym ruchem - dodał.