Polska miała pierwszy "cud Tuska” (czyli Joannę Muchę, piękną posłankę PO), Ameryka ma pierwszy cud Obamy, czyli lepszą wersję Moniki Lewinsky. Piękna Alejandra Campoverdi po raz pierwszy dała się poznać światu, gdy w skąpym ubraniu spoglądała śmiało z okładki magazynu dla panów "Maxim". Ale to nie był szczyt marzeń latynoskiej piękności.
Teraz była aktorka (grała m.in. epizodyczną rolę w "Aviatorze" Martina Scorsese) i absolwentka prestiżowej Szkoły Rządzenia im. J.F. Kennedy’ego na Uniwersytecie Harvarda zamieniła Hollywood i uniwersytecki kampus na Kapitol. Panna Campoverdi zdobyła serce człowieka odpowiedzialnego za przemówienia Baracka Obamy, 27-letniego Jona Favreau - obecnego szefa zespołu ds. przemówień w Białym Domu. A stamtąd już niedaleko do prezydenckiego ucha.
Najwyraźniej panna Campoverdi wie, czego chce, i śmiało kieruje swoją karierą. Wraz z sercem w posagu zdobyła też rządową posadę. Obecna urocza asystentka zastępcy Rahma Emanuela, szefa sztabu Baracka Obamy, jest idealną twarzą nowej administracji, która ma zmienić Stany Zjednoczone. Jak bowiem sama twierdziła w Maximie w 2004 r., chce "chodzić z mężczyzną, który ma pasję. Nieważne, czy tą pasją jest praca, hobby, czy kupowanie butów".
Patrząc na panią Alejandrę, mówimy głośno "Yes, we can".