Ale wiadomo, nie tylko głos jest tu najważniejszy - poza głosami wyborców oczywiście. Ludzie zwracają również uwagę na wygląd polityka. Dlatego Mary Carey przeszła istną metamorfozę. Nie jest już seksbombą o święcących blond włosach. "Myślę, że teraz spoważniałam. Ubieram się bardziej odpowiednio, przyciemniłam sobie nawet włosy, bo brunetki są lepiej postrzegane" - tłumaczy się Carey.
Jednak coś z dawnej pracy zostawiła. Hasło wyborcze. I trzeba przyznać, że chyba trafne. Faceci z pewnością w tym kontekście prędzej wybiorą ją, niż jej rywala, aktualnego gubernatora, Arnolda Schwarzeneggera.
Ale, czy to wystarczy, żeby "Terminator" zaczął już się bać? W poprzednich wyborach muskuły Arniego pokonały sylikony Mary. Jak będzie tym razem? Przekonamy się w listopadzie.