Mniej radykalni politolodzy twierdzą, że to tylko cementowanie reżimu. Ale wszyscy są zgodni co do jednego - dłuższa kadencja oznacza kolejne ograniczenie rosyjskiej demokracji - pisze DZIENNIK.

"Cztery lata to trochę za mało" - powiedział Putin w wywiadzie dla zagranicznych dziennikarzy przed szczytem G8. Jego zdaniem kadencję prezydencką można by wydłużyć. "Może do pięciu, może do siedmiu lat" - sugerował. Dotychczas prezydent uparcie ignorował wiernopoddańcze oferty, zarówno dotyczące przedłużenia kadencji, jak i zwiększenia ich ilości, które umożliwiłyby mu pozostanie na Kremlu po 2008 r. Teraz wywołał morze spekulacji.

Niespodziewana wolta Putina nie zaskoczyła analityków. Władimir Pribyłowski, politolog związany z rosyjską opozycją nie ma wątpliwości, że prezydent chce wprowadzić zmianę z myślą o sobie. "Putin szykuje się do powrotu – twierdzi ekspert w rozmowie z DZIENNIKIEM. Zdaniem Pribyłowskiego w marcu 2008 r. zostanie wybrany nowy prezydent, ale jego rządy nie potrwają długo. "W sierpniu zachoruje albo wystąpi jakaś inna nadzwyczajna okoliczność i będzie musiał odejść" - prognozuje. Wówczas do akcji wkroczy Putin. "Wybory wygra w cuglach, to pewne. A potem hulaj dusza, piekła nie ma! Może rządzić dwie kolejne - wydłużone - kadencje - przekonuje.

Politolog przekonuje, że złożony scenariusz w Rosji jest jak najbardziej realny. "Kremlowscy technolodzy są bardzo sprawni i potrafią wybiec myślami do przodu" - zapewnia. Przypomina, jak w 1999 r. Putin zręcznie wykorzystał wojnę czeczeńską, by wykreować się na przywódcę, który przynosi porządek i stabilność. Podobnie było w 2004 r., gdy tragiczny zamach na szkołę w Biesłanie stał się pretekstem do zniesienia wybieralności gubernatorów, by "przywrócić jedność państwa".

Nawet sceptyczni wobec spiskowej teorii „szybkiego powrotu” analitycy są pewni, że wydłużenie prezydenckiej kadencji, podobnie jak zmasowane ataki na Zachód i narastająca agresja wobec świata zewnętrznego, to element przedwyborczej gry. Ich zdaniem wydłużenie kadencji ma służyć zakonserwowaniu obecnych układów i dodatkowo uśpić społeczeństwo, które i tak już dawno zaprzestało politycznej aktywności, ograniczając się tylko do popierania silnego prezydenta, który "wszystkim się zajmie”.

Zdaniem Aleksieja Makarkina z Centrum Technologii Politycznych Kreml próbuje rozwiązać trudny polityczny rebus. "Prezydent jest dzisiaj ikoną, uosobieniem tego systemu i gwarantem jego stabilności. Dlatego musi go przygotować na swoje odejście, zabezpieczyć, by się nie rozpadł, gdy go zabraknie" - twierdzi Makarkin w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Dlatego głównym zadaniem Putina jest umocnienie przyszłego prezydenta już na wstępie, by uniemożliwić kremlowskim koteriom wywieranie na niego zbyt dużego wpływu. "Właśnie w tym celu ma być wydłużona prezydencka kadencja" - uważa Makarkin.

Reklama

Jednak scenariusz, w którym Putin po skróconej prezydenturze następcy wraca na kolejne dwie kadencje, to dziś główna oś politologicznych rozważań. Sytuacja mu sprzyja: jego partia ma taką większość, że może do woli zmieniać konstytucję, zaś naród popiera go bezwarunkowo - wielu Rosjan godzi się, by rządził nimi choćby dożywotnio. "Do emerytury jeszcze daleko" - żartował niedawno Putin.



Michaił Delagin*: Putin szykuje sobie długie rządy

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że proponując wydłużenie kadencji prezydenckiej Władimir Putin myśli przede wszystkim o sobie. Liczy, że po zakończeniu obecnej kadencji uda mu się wrócić za rok, dwa czy cztery i że tym razem jego rządy trwać będą długo. Dokładny scenariusz trudno przewidzieć, ale jego intencje są zupełnie zrozumiałe. W planie Putina jest jednak pewna luka: jeśli Putin odejdzie teraz, nie uda mu się kontrolować tego, co się będzie działo na Kremlu i sytuacja wymknie mu się spod kontroli. Nowi rezydenci prezydenckiego pałacu kurczowo uchwycą się stołków. Nie wpuszczą go z powrotem i nie oddadzą dobrowolnie zdobytej władzy. Sama w sobie idea przedłużenia kadencji nie jest zła. Dość rozsądne w rosyjskich warunkach byłoby wprowadzenie 5-letnich rządów prezydenta. Cztery lata to po prostu za mało – prezydent nie ma czasu, by porządnie zająć się rządzeniem. Najpierw długo kompletuje zespół i zanim się obejrzy... już musi myśleć o kampanii wyborczej. Jednak prezydent rządzący przez siedem lat to w rosyjskich warunkach pełen imperator. Do końca tak długiej kadencji ludzie zapomną, że w ogóle istnieje coś takiego jak wybory.

*rosyjski politolog, dawny ekspert rządowy