Obaj stoją po dwóch stronach barykady. "Źle ci u nas?" - mówi Hasan al-Dżumasi. "Nie, skąd, niebo a ziemia" - odpowiada przerażony więzień. Nafiz, wychudzony, koło czterdziestki, dobrze wie, że rządy Hamasu i nowy dyrektor więzienia Saraja w Gazie nie wróżą mu nic dobrego. Oskarżony jest o kolaborację z Izraelem - w oczach radykałów największe przestępstwo. A więzienny stryczek nieczynny od dawna, wkrótce znów zbierać będzie śmiertelne żniwo.
Hasan jak każdy hamasowiec brzydzi się kolaboracją. Właśnie z tego powodu milicja Hamasu uderzyła na zdominowane przez umiarkowany Fatah siły bezpieczeństwa w Gazie. W oczach islamistów uosabiały zdradę: dostawały broń i pieniądze od Izraelczyków i Amerykanów. A Hamas ma proste rozwiązania: Izrael należy zniszczyć, Amerykę należy traktować jak wroga.
Kolaborant z szubienicą w tle
Hasan al-Dżumasi prowadzi mnie do małego pomieszczenia z zapadnią, nad nią skręcona z grubej liny szubienica. Instruuje fachowo, jak działa: "Tu staje skazany, zakłada mu się szubienicę, dociska, potem ciągnie za dźwignię, zapadnia się otwiera. Trup".
Władze Autonomii Palestyńskiej pozbawiły tu życia kilku morderców, zanim Izrael nie zakazał im wykonywania wyroków śmierci. Zapadnia czekała bezczynnie, a jak Fatah miał z kimś porachunki, to załatwiali go "nieznani sprawcy". Nierzadko w biały dzień. Hamas nie ma zamiaru respektować dawnych porozumień z Izraelczykami i szubienica może znów wrócić do łask. A kto nadaje się bardziej do pierwszej pokazowej egzekucji niż kolaborant?
Tak naprawdę sprawa z Nafizem jest jednak bardziej skomplikowana, nie wiadomo dokładnie, co zrobił. Podobnie z innymi więźniami - siedzą, więc są winni, ale czego? Kiedy zaczął się szturm, policja Fatahu otworzyła cele i wypuściła większość osadzonych na wolność. Została może jedna szósta, ci bez pieniędzy i koneksji. Niektórzy z uwolnionych - lokalni gangsterzy, odwdzięczyli się swoim wyzwolicielom, wywożąc ich z Gazy. Ucieczka odbywała się w popłochu. Policja uciekając, wypruła więzienny sejf. Nietknięte pozostały tylko fiszki wypożyczanych lektur, można sprawdzić co, kto czytał, jak długo trzymał książkę, czy oddał nienaruszoną. Nie ma za to wyroków, apelacji, teczek z opisem sprawowania więźniów. Przy okazji bowiem fatahowcy podpalili lub zniszczyli akta i dokumenty.
W takiej sytuacji tylko o niektórych więźniach są w miarę pewne wiadomości. Skurczony czterdziestolatek w podartej podkoszulce - pedofil; załamany mężczyzna, który nawet nie podniósł głowy, gdy przyszliśmy do jego celi - zabójca żony; sześciu wychudłych chłopaków - narkomani. Skąd wiadomo, który co zrobił? Bo o ich winach opowiedzieli inni więźniowie, przy okazji zapewne przekręcając fakty i dorabiając swoje. Przynajmniej z narkomanami sprawa jest oczywista, gdy podchodzimy, rzucają się do kraty, błagając o działkę.
Komendant z przypadku
Al-Dżumasi jest spokojny. Czarna, gęsta broda - znak rozpoznawczy religijnego fanatyka, ale łagodne oczy psują ten wizerunek. Komendantem więzienia został z przypadku. Był najbardziej doświadczonym bojownikiem w oddziale, które je zdobył. Kazano mu zarządzać budynkiem. Nosi dopasowaną czarno-niebieską panterkę policji oraz policyjne oznaczenia na berecie. Hamas błyskawicznie przebrał swoich bojowników w rządowe uniformy, teraz nie są już partyjną milicją, ale funkcjonariuszami nowego palestyńskiego minipaństwa - Strefy Gazy. Tylko niewielu z nich nosi wciąż czarne stroje Brygad Kasam, zbrojnego ramienia organizacji. Z dnia na dzień jest ich coraz mniej. Rozsiadają się w fotelach, albo jako legalna policja penetrują teraz zaułki Gazy.
Komendant przejął biuro po swoim fatahowskim poprzedniku. Wystrój ten sam, ale zwyczaje już inne; aby osłodzić rozmowę, jego podwładni podają Mecca Colę, produkt rodem z Gazy. Receptura zerżnięta z coca -coli, ale lepsza, bo nasza, palestyńska. Typowe zjawisko w świecie islamu, gdzie coca-cola to symbol "amerykańskiego imperializmu" i gdzie bez ogródek sprzedaje się jej lokalne wersje. Popijamy "smak wolności" - tak głosi napis na butelce.
Hasan jest doświadczonym bojownikiem. Siedem lat w Hamasie, wcześniej trzy w Fatahu. Zmienił organizację, bo nie mógł znieść korupcji i upadku ducha. "Coraz bardziej liczyły się tam pieniądze, a nie walka" - mówi. Szanuje tylko jedną osobę - dawnego lidera Fatahu, zmarłego w listopadzie 2004 roku Jasera Arafata, człowieka-legendę, bohatera całego ruchu oporu przeciwko Izraelowi. Mówi o nim jak każdy Hamasowiec - Arafat był dobry, ale jego ludzie to zdrajcy. "Po śmierci Arafata władzę w Fatahu przejęła klika, która zaczęła jawnie kolaborować z Izraelem" - przekonuje.
Hasan nie chce kolaborować. Izrael należy zniszczyć, a twarde stanowisko wobec "syjonistycznego okupanta" zyskuje islamskim radykałom poklask biedoty i ideowych bojowników obu frakcji. To, że Zachód jest przerażony Hamasem i że po jego zwycięstwie w wyborach parlamentarnych wstrzymał finansowanie Palestyny, jedynie uwiarygadnia radykałów. Recepty ich są proste. Hamas nie uznaje Izraela, a jego celem jest zbudowanie państwa islamskiego na terytorium całej historycznej Palestyny. Jedyny gest, na jaki się do tej pory zdobył, to oferta dziesięciu lat rozejmu w zamian za wycofanie się Izraelczyków poza granice sprzed wojny sześciodniowej w 1967 roku. To za mało, by rozpocząć z nim poważne negocjacje, a kiedyś trzeba je będzie przeprowadzić, alternatywą bowiem jest otwarta wojna. Po ubiegłorocznym blamażu w Libanie, Izrael nie chce już operacji zbrojnych. Giną w nich cywile, na państwo żydowskie sypią się gromy, a wrodzy bojownicy i tak wychodzą bez szwanku.
Cela pod stęchłym materacem
Więzienie Saraja cuchnie. Odór starych szmat, fekalii i niemytych ciał. Cele to odrapane betonowe klitki z wytartymi materacami na podłodze. Żeby do nich wejść, trzeba wziąć najpierw kilka głębokich haustów, co znieczula receptory węchu. Kiedy będziemy wciągać powietrze po trochu, płytkimi oddechami, smród nas pokona, stopniowo wniknie w płuca i nie opuści ich, aż nie uciekniemy z zainfekowanego miejsca.
Za rządów Fatahu więzienie funkcjonowało jak całe państwo. Więźniów nie karmiono, dopóki nie zapłacili strażnikom. "Nie jadłem dwa dni, aż rodzina przywiozła mi pieniądze" - opowiada Ahmed, który trafił do Sarai za wykroczenie drogowe. "Za wszystko trzeba było płacić, nawet za odwiedziny kogoś z bliskich. Nie miałeś pieniędzy, nie miałeś wizyt" - dodaje.
Komendant patrzy na cuchnące cele z zatroskaniem. Jeszcze ma rewolucyjny zapał. "To nieludzkie warunki, wszystko tu wyremontujemy, może w ogóle więzienie zostanie zlikwidowane" - mówi. Więźniowie będą reedukowani, znikną tortury i gwałty - to wszystko przecież nieislamskie. Hasan więcie wierzy w swoje słowa. Rządzi dopiero od tygodnia i na świat patrzy naiwnie. Zapewne mu przejdzie. Inne reżimy - ajatollahowie w Iranie i talibowie w Afganistanie - też dochodziły do władzy, walcząc z nieludzkimi gwałtami, też odkrywały w dawnych więzieniach rude od krwi ściany, też mówiły, że to koniec. Po czym tworzyły swoje własne więzienia, zamieniały je w piekło, a nierzadko do zabijania i torturowania zatrudniali koniec końców tych samych ludzi. Tydzień po rewolucji łatwo snuć wizje. Co będzie, gdy islamskie państwo zmierzy się z opozycją? Czy przebranym w policyjne mundury bojownikom Hamasu, starczy ideałów, żeby nie stać się oprawcami?
Jaskinia lwa
Oglądam jeszcze jedno więzienie - to dawna kwatera główna Prewencyjnych Sił Bezpieczeństwa, zbrojnego ramienia władz Autonomii Palestyńskiej. Na samą nazwę po plecach przechodzą ciarki. Właśnie tutaj przetrzymywano i torturowano schwytanych przez Fatah hamasowców. Kompleks jest posiekany kulami, na dziedzińcu spalone wraki samochodów, wokół poniewierają się sterty podartych dokumentów i plakatów, szyby powybijane, potężna wyrwa w murze. Hamas stoczył tu zaciekły bój, zanim zdobył koszary.
Na parterze cele, nowocześniejsze, czystsze niż w Sarai. Pensjonariusze też byli tu inni. Po niektórych pozostały ścienne rysunki. Cela nr 15: na ścianie wyrysowany izraelski czołg Merkava. Cela 8: meczet Omara w Jerozolimie, symbol oporu przeciwko Izraelowi, obok granat. Cela 28: amerykański karabin M-16 w skali jeden do jednego. Widać od razu, że dilerzy narkotykowi i pedofile tu nie siedzieli. Trzymano tu przeciwników politycznych, ideowych i gotowych umrzeć, takich, którzy w celach zamiast kombinować jak przeżyć, wciąż marzyli, że jak wyjdą na wolność, znów będą walczyć z Izraelem.
Abbas, który został wyznaczony mi za przewodnika, czaruje szlachetnymi planami: - Przerobimy koszary na szkołę, będą służyły młodym - mówi. Wierzę, że jest szczery, ale nie mam żadnych złudzeń, że nic z jego marzeń się nie ziści. Drzwi do połowy cel wciąż mają sprawne zamki, wystarczy wepchnąć człowieka do środka i przekręcić klucz. Kiedyś pojawi się tu pierwszy więzień - tak na chwilę, bo nie wiadomo, co z nim zrobić, a przecież więzienie stoi. Wkrótce będą następni i następni, aż zapełnią się wszystkie cele. Dawni torturowani staną się torturującymi. Innego świata nie znają.
Jeszcze nie jest za późno, jeszcze można podłożyć kilka solidnych ładunków i ponure dziedzictwo fatahowskiej policji runie na zawsze, zanim zarazi zwycięzców wirusem terroru w państwowym przebraniu. Płonna nadzieja. Kątem oka widzę, jak bojownicy Hamasu już rozsiedli się w kwaterze. Już pojawiły się ciężarówki z poprzecznymi ławkami. Wyraźnie zostaną tu na dłużej. Później próbowałem do więzienia wejść drugi raz. Już mnie nie wpuścili.