Chodzi o dyrektywę w sprawie zwalczania niegodziwego traktowania dzieci w celach seksualnych i wykorzystywania seksualnego dzieci oraz pornografii dziecięcej. Jednym z narzędzi ma być blokowanie stron internetowych z treściami pornograficznymi.
Zdaniem Komisji Europejskiej od 10 do 20 proc. dzieci w Europie pada ofiarą wykorzystanie seksualnego. Istnieje co najmniej 3 tys. pedofilskich stron internetowych, z czego 300 aktywnych. Ich liczba wzrosła czterokrotnie od 2003 roku. Każdego dnia do sieci trafia 200 nowych zdjęć pornograficznych z dziećmi. Dzieci na nich są coraz młodsze, a same obrazy coraz bardziej drastyczne i brutalne. Około 20 proc. sprawców przestępstw seksualnych powraca do przestępstwa po skazaniu.
Jak podkreślił reprezentujący Polskę wiceminister Igor Dzialuk, ta najbardziej kontrowersyjna część dyrektywy, czyli blokowanie stron internetowych, jest narzędziem, które będzie stosowane dopiero, jeśli zawiodą inne działania.
"Dyrektywa jako główne działanie przewiduje usuwanie treści pornograficznych z sieci, po drugie - wnioskowanie o usuwanie treści pornograficznych z sieci, jeżeli serwery położone są poza państwem odpowiedzialnym za to działanie, a dopiero kiedy to jest niemożliwe, w grę może wchodzić blokowanie stron pornograficznych z udziałem dzieci w internecie" - powiedział.
Organizacje pozarządowe w Polsce wyrażały zaniepokojenie takim narzędziem, jak blokowanie stron internetowych. Nie dlatego, że kwestionują walkę z dziecięcą pornografią, ale obawiają się, że stworzy to niebezpieczny precedens i raz wprowadzony mechanizm blokowania będzie stopniowo rozszerzany, np. by cenzurować inne obszary.
Wiceminister zwrócił uwagę, że są też organizacje pozarządowe, które popierają dyrektywę, jak Fundacja Dzieci Niczyje. Zwrócił też uwagę, że blokowanie stron już ma miejsce, np. w przypadku stron zawierających treści rasistowsko-faszystowskie, jak to miało miejsce w przypadku organizacji "Blood and Honour".
"Nie czynimy więc pierwszego kroku. Wyważmy wartości. Czy pedofilia i pornografia dziecięca nie są wartością uzasadniającą także pewne ograniczenia wolności słowa? Nawet Europejska Konwencja Praw Człowieka w art. 10 o wolności słowa mówi, że nie jest to prawo bezwzględne i w pewnych wypadkach może być ograniczone" - powiedział.
Wiceminister podkreślił, że nieporozumieniem jest twierdzenie, jakoby dyskusja w gronie ministrów państw UE sprowadzała się do wyboru: czy strony pornograficzne blokować, czy nie.
"Dyskusja sprowadzała się do kwestii, czy dyrektywa powinna zawierać obowiązek blokowania stron, czy jedynie potwierdzać prawo do blokowania", czyli pozostawić krajom członkowskim wybór - wyjaśnił. Czyli, czy blokowanie ma być narzędziem fakultatywnym, czy obligatoryjnym. Decyzja jest taka, że tekst zostaje taki, jak zaproponowany przez prezydencję, czyli z obowiązkiem blokowania, jako trzecim narzędziem - po usunięciu i żądaniu usunięcia" - powiedział.. Propozycja dyrektywy o walce z seksualnym wykorzystywaniem dzieci i pornografią dziecięcą zakłada też - jak proponuje Komisja Europejska - podwyższenie wymiaru kary z roku do co najmniej pięciu lat więzienia; kraje członkowskie mają swobodę w ustanowieniu jeszcze surowszych sankcji. Jeśli przestępstwo wobec dziecka zostało popełnione np. przez nauczyciela, rodzica, krewnego, zbiorowo, w ramach działalności zorganizowanej grupy przestępczej albo jeśli zachodzi recydywa - maksymalna kara nie może być mniejsza niż 10 lat.
Aby lepiej ścigać seksturystów, KE proponuje w dyrektywie zasadę, że za wykorzystywanie dzieci poza UE będą oni ścigani w swoim kraju - z urzędu, bez konieczności skargi od pokrzywdzonego dziecka. Wszczęcie procedury możliwe byłoby nawet po wielu latach. W przypadku skazania w całej UE obowiązywałby zakaz pracy wymagającej kontaktu z dziećmi. Sprawcy mają mieć zapewnione indywidualnie dobrane leczenie, by nie wrócić do przestępstwa (obecnie dzieje się tak w ok. 20 proc. przypadków).