62-letnia przyszła szefowa 200-milionowego państwa jako młoda dziewczyna była za czasów dyktatury (1964-85) brazylijskich generałów w partyzantce miejskiej. Wojskowi nazywali z przekąsem tę córkę Brazylijki i bułgarskiego adwokata o komunistycznych przekonaniach "Joanną D'Arc lewicowego podziemia".
Więziono ją w latach 1970-72.
Była torturowana chociaż osobiście nie uczestniczyła w akcjach zbrojnych, w których ginęli ludzie. W papierach tej więźniarki umieszczono adnotacje: "Doradzała partyzantce w przygotowaniu akcji partyzanckich na banki i organizowaniu strajków", "To kobieta o wybitnych walorach intelektualnych".
Jedna z towarzyszek Dilmy Rousseff z celi politycznego więzienia kobiecego, socjolog Lenira Machado, powiedziała w wywiadzie dla dziennika "O Globo": "Broniłyśmy walki zbrojnej przeciwko dyktaturze, opartej na formowaniu kadr; nie traktowałyśmy jej jako przygody. (...) Już w więzieniu Dilma prezentowała silną osobowość, była przywódczynią i wykazywała wielką solidarność z pozostałymi".
Rousseff, zanim wystartowała w wyborach prezydenckich, kierowała gabinetem prezydenta Luiza Inacio Luli da Silvy, który, kończąc swą drugą czteroletnią kadencję, ma w sondażach poparcie ponad 80 proc. wyborców.