Z relacji świadków, którzy znaleźli się w poniedziałek po południu na lotnisku Domodiedowo wyłania się dramatyczny obraz. Zamachowcy – być może nawet trzech mężczyzn – znajdowali się w międzynarodowej hali przylotów, w jej ogólnodostępnej części. Według rzeczniczki portu lotniczego Jeleny Galanowej, do tej części hali dostęp mają również "osoby nie będące pasażerami".

Reklama

Nieco po godz. 14.00 na lotnisku wylądowało kilka samolotów, więc hala przylotów pełna była ludzi, którzy właśnie do niej weszli, czekali na bagaż, robili pierwsze zakupy.

Według niektórych świadków zamachowcy detonowali bombę, gdy podeszli do nich milicjanci chcący sprawdzić ich dokumenty. Inny świadek – cytowany w telewizyjnym programie Vesti – zeznał z kolei, że na kilka chwil przed detonacją zamachowiec krzyczał: "Zabiję was wszystkich".

Z kolei serwis BBC przytacza relację Marka Greena – pasażera lotu British Airways do Moskwy, który wylądował na Domodiedowie niedługo przed atakiem. Według niego w hali przylotów były tysiące ludzi, w większości oczekujących na odbiór bagażu. "Wychodziliśmy z hali przylotów do samochodu, gdy nagle rozległa się potężna eksplozja, wielkie Bang… Mój kolega i ja spojrzeliśmy po sobie, a on powiedział: Chryste, to brzmi jak wybuch samochodu-pułapki albo coś w tym stylu!" – opowiadał Green reporterowi brytyjskiej stacji.

Wkrótce potem na oczach Greena rozgrywały się dantejskie sceny: z budynku wybiegali rozhisteryzowani, zakrwawieni ludzie, krzycząc i wzywając pomocy. Green pamięta, jak podał wody jednemu ze zszokowanych, zalanych krwią mężczyzn z osmaloną twarzą.